piątek, 8 czerwca 2012

Rozdział 5

W salonie leżały porozrzucane łyżki, żelki i marchewki. Gapiłyśmy się na bałagan, kiedy do pomieszczenia wbiegł Zayn w piżamie goniony przez Harry'ego nadal w samych bokserkach. SERIO? Po sześciu godzinach jeszcze się nie przebrał? Zaraz po nich wszedł wesoło podskakujący Louis, oraz Niall, który bronił swoich żelek przed Liamem, za pomocą łyżki. Kiedy nas zobaczyli, zatrzymali się i przybrali szerokie uśmiechy.
-Wyjaśnicie nam co tu się dzieje?-spytała El.
Louis rozpromienił się i podbiegł do niej nadal chrupiąc marchew.
-Eleanor!-pisnął niczym mała dziewczynka.
-Lou-dziewczyna pogroziła mu palcem, ale po chwili wybuchła śmiechem.
-A wy się tłumaczcie.-nakazała Taylor.
Harry spojrzał na mnie i uśmiechnął się przepraszająco. Poczułam, że nie przeszkadza mi bałagan. Poczułam nagle, że mam niesamowicie miękkie nogi. Oparłam się o ścianę, by zdjąć buty i upewnić się, że mogę stać o własnych siłach. Dziwna reakcja. Kiedy wreszcie byłam pewna, że ustoję, odwzajemniłam uśmiech Loczka. To go wyraźnie uradowało, gdyż jego uśmiech i tak ogromnych rozmiarów, jeszcze się poszerzył. W końcu podszedł do mnie i wyściskał mnie mocno.
-No wiesz? Będę zazdrosny!-pisnął Lou.
Harry podszedł do niego i objął też jego.
-Moje małe Hazziątko!-pisnął Mr. Carrot-Tylko, że byłem zazdrosny o moją siostrzyczkę.-wyszczerzył się chłopak wyraźnie nabijając się z Loczka.
Tamten złapał się za serce i udając, że ma zawał jednocześnie strzelił focha. Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem, co sprowokowało zielonookiego do dalszego udawania.
-No wiesz co? To ja cię przygarniam na noc, ty się ze mnie śmiejesz?-spytał udając, że ociera łzę.
Podeszłam do niego i poklepałam go po głowie, jak małe dziecko. Louis tymczasem wyciągnął w moją stronę ręce. Objęłam go, a potem usadowiłam się obok Hazzy zatapiając się w konwersacji.
-Właśnie! Wczoraj pachniałaś jak jedno wielkie mango!-oznajmił Harry nagle jakby to sobie przypomniał.
Spojrzałam na niego nic nie rozumiejąc. Chłopcy wybuchli śmiechem.
-Mango to ulubiony owoc naszego dzieciaczka. Lepiej uważaj.-uśmiechnął się z pobłażaniem Liam, po czym wybuchnął śmiechem.
-To świętość. Jak paski Louisa, strach przed łyżkami Liama, lusterka Zayna, jedzenie Nialla no i ostatnie, loki Harry'ego.-dorzuciła Els.
-Tak. Hazza uświadomił nas o świętości swoich loków, kiedy jeszcze w domu X Factor wyprostowaliśmy mu je w czasie snu. Obudził się z płaczem. Harry robi się czujny, kiedy użyjesz przy nim słowa "prostownica"-oznajmił Zayn i obserwował reakcję Loczka.
Kiedy ten zdębiał, mulat wybuchł śmiechem.
-Louis nadal masz Rose?-spytał zielonooki.
Tym razem to Zayn wyglądał jakby poraził go prąd. Harry i Louis w tej samej chwili wybuchli śmiechem. Liam za to krzyknął z radością, bo wreszcie dobrał się do żelek Nialla i porwał parę sztuk przez co chwilę potem był ganiany po domu z łyżką uniesioną w górę. Cały dom był pełen wrzasków. My, by ich uniknąć ruszyłyśmy do kuchni. Ta jednak była cała w mące.
-KTO PRÓBOWAŁ GOTOWAĆ?-zawołała Eli starając się przekrzyczeć chłopaków.
Ci nagle zatrzymali się i ucichli. Chłopak z dołeczkami w policzkach wpadł do pomieszczenia i rozejrzał się po nim z przerażeniem.
-Moja biedna kuchnia...-zapłakał.
-Nie martw się Harry. Wysprząta się ją i będzie jak nowa.-oznajmił Niall.
Tamten po chwili milczenia złapał mnie za rękę i pociągnął na górę. Wpadliśmy do niego do pokoju, a on zamknął drzwi na klucz. Zdziwiło mnie to. Bardzo.
-Harry, co...?
-Teraz nikt nie przeszkodzi nam w rozmowie.-oznajmił chłopak i podszedł do materaca.
Po chwili namysłu usiadłam obok niego.
-Posłuchaj. To co wtedy chciałem ci powiedzieć... Chodziło o to, że...-zaczął chłopak, jednak ponownie rozdzwonił się telefon.
Tym razem jego. Odebrał zniecierpliwiony i omal nie warknął do słuchawki.
-Czego?
Ktoś mu odpowiedział.
-O, cześć Simon. Co? Ale o co...? Po chłopaków? Teraz?-jęknął.
Głos najwyraźniej go zganił, bo chłopak wyszedł i z telefonem zszedł na dół. Byłam zdezorientowana. Moje rozmyślania przerwał jednak dźwięk mojego telefonu. Odebrałam go.
-Halo?
-Hej Lynn. Tu James. Pamiętasz mnie jeszcze?-zażartował chłopak, ale w jego głosie czuło się napięcie.
-No jasne. Cześć Jamie jak się miewasz?-byłam zadowolona, że zadzwonił.
-Tak tylko chciałem usłyszeć twój głos. Chciałem ci coś wysłać, ale nie znam twojego adresu w Londynie. Mogłabyś...?-speszył się.
-Oczywiście. No to notuj.-oznajmiłam po czym podałam mu dokładny adres z kodem pocztowym i innymi duperelami.
-Dobra to do usłyszenia, co?-spytał.
-No jasne. Cześć-instynktownie pomachałam ręką na pożegnanie.
Rozłączyłam się i uśmiechnęłam się lekko. Potem zerknęłam na zegarek. Powoli dochodziła 16.00. Znak, że musimy się zbierać. Zeszłam na dół i przekazałam informację dziewczynom po czym pożegnałam się z 1D. Wyszłyśmy i ruszyłyśmy spacerkiem w stronę naszego domu. W siatkach niosłyśmy nasze ciuchy z wczoraj. Musiało to dziwnie wyglądać, ale cóż. Weszłyśmy do domu i padłyśmy na kanapy. Włączyłyśmy telewizor. Trafiłyśmy akurat na sam początek filmu "Grease". Obejrzałyśmy go z przyjemnością. Kiedy się skończył usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Zwlokłam się z kanapy i powlokłam w stronę drzwi. Nawet nie wyglądając przez wizjer otworzyłam je. Osoba, która za nimi stała, była mi, aż nadto znajoma.
-JAMES!-pisnęłam i mocno go przytuliłam.
Usłyszałam ciche chrząknięcie. Obok Jamesa stali również Kendall, Logan i Carlos.
-Hej!-pisnęłam i jakimś cudem objęłam ich trzech naraz.-Właźcie.-dodałam.
Chłopcy weszli, a dziewczyny widząc ich, natychmiast ich mocno wyściskały.
-Hej chłopaki!-przywitały się.
Chłopcy uśmiechnęli się szeroko.
-To...?-spytała Vix.
Logan zerknął na nią zdziwiony.
-Ile zostajecie w Londynie?-spytałam jakby było oczywiste co chodziło Victorii po głowie.
-Trzy dni-Carlos posmutniał.
Wszyscy wlepiliśmy wzrok w podłogę.

Gadaliśmy jeszcze ze dwie godzinki, a potem chłopcy wrócili do hotelu. My natomiast zjadłyśmy szybką kolację i poszłyśmy spać.

Obudziłam się, jak oznajmił mój telefon, o siódmej rano. Zwlokłam się z łóżka i zeszłam na dół. Kiedy zjadłam już owsiankę, którą sobie przyrządziłam, usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Zaskoczona otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich Maslowa.
-James?-zdziwiłam się.
-Hej. Jestem tu, bo muszę... muszę ci coś powiedzieć...-jąkał się.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Wejdź-zaprosiłam go gestem do środka.
-Nie... Nie zajmę ci długo. Posłuchaj... ja.... ja myślę... myślę, że ja...-jąkał się coraz bardziej.
To mnie zdziwiło, bo przez cały czas który spędziliśmy razem, nigdy się nie jąkał.
-No wyrzuć to z siebie.-nieco mnie to irytowało.
-Bo ja, że ja się w tobie zakochałem, myślę.-wyrzucił z siebie nieskładnie.
No to mnie zaskoczył. Dosłownie zamarłam. Widząc moją reakcję, chłopak się speszył.
-To ja już pójdę-oznajmił i szybkim marszem się oddalił.
Ja nadal stałam tam. Zdębiała.

Do dziesiątej dziewczyny wstały. Chyba zauważyły, że jestem jakoś nie w sosie, ale tego nie wspominały. Kiedy one jadły, ja ruszyłam do łazienki. Wzięłam prysznic, zaplotłam włosy w koka i ubrałam się w to. Na zewnątrz świeciło piękne słońce co było rzadkością. Temperatura wyjątkowo dotarła aż do 25 stopni celsjusza. To był prawdziwy szok. Potem dziewczyny ubrały się w ekspresowym tempie. Natychmiast pognałyśmy do domu chłopaków. Ja nie miałam ochoty widzieć się teraz z Jamesem, więc poszłyśmy do przyjaciół. Kiedy tam weszłyśmy oni i Els siedzieli już ubrani.
-Hej!-zawołał Harry kiedy nas ujrzał.
Pomachałam mu ręką i zajęłam miejsce obok niego.
-Dzisiaj chyba możemy spokojnie poga...-zaczął, ale przerwał mu odgłos jego komórki.
Chłopak zacisnął mocno zęby i odebrał aparat.
-Tak?-spytał siląc się na spokój.
Za słuchawką ktoś musiał coś mówić, bo wyraz twarzy chłopaka zmienił się ze złości na zdziwienie.
-Nie Simon, nie czytałem dzisiejszego OK! Jeśli to wszystko, to...-zaczął, ale głos mu przerwał.
Słuchał go cierpliwie, a potem tylko mruknął jakieś pożegnanie.
-Dobra zbierajcie się. Idziemy po OK!-oznajmił odsuwając loki zasłaniające mu oczy.
Zebraliśmy się i grupowo ruszyliśmy do najbliższego kiosku. Z kupionym magazynem wróciliśmy do ich willi. Na okładce było ich zdjęcie nie opatrzone żadnym nagłówkiem co zapewne miało zachęcić czytelnika do dowiedzenia się o co chodzi. Chłopak otworzył magazyn na stronie z artykułem o nich i z coraz większymi oczami przeglądał go. W końcu rzucił otwarty magazyn na stół. Jak się okazało artykuł tylko po części dotyczył ich, bo to my byłyśmy na zdjęciu. My i Eleanor na wczorajszych zakupach. Spojrzałam na nagłówek z niedowierzaniem.
-
Nowe miłości chłopców z 1D?

Wczoraj około godzin południowych dziewczynę Louisa Tomlinsona (20 l.),
 Eleanor Calder (19 l.) na zakupach z czterema dziewczętami.
 Jak donoszą nasze źródła w San Francisco,
 dziewczyny zdążyły zaprzyjaźnić się z Big Time Rush.
 Nastolatki i Eleanor zdawały się być najlepszymi przyjaciółkami, 
albo chociaż zdawało się, że spędzają razem wiele czasu.
Kiedy dziewczyny usiadły w MilkshakeCity, ulubionym barze idoli,
zamówiły ich ulubione shaki, zaczęły o nich mówić.
Dodatkowo wczoraj chłopcy osobiście wynieśli dziewczyny z koncertu.
Wsiedli razem z nimi do vana i pojechali razem do willi.
Dziewczyny wyszły z niej dopiero dziś rano w celu zrobienia zakupów.
Co to znaczy? Pogłoski, czy prawda? Siostry, przyjaciółki, czy dziewczyny?
Czego mają się spodziewać fanki?
Czy pozostali przystojniacy są już zajęci?

________________________
Image Detail
Znalazłam takie śliczne zdjęcie Lou kiedy był dzieckiem... XD Ale słodko... W każdym razie w ostatnim Twist przeczytałam coś co mnie rozbawiło do łez. Mianowicie iż Harry Styles jest urodzony w roku 1997! W dodatku, że jest Rybami (dla tych co nie wiedzą, jest z 1 lutego) a potem na dole dodali daty, że wodnik jest do 19.02, więc przepraszam jakim cudem ryby?? Poza tym chyba bym wiedziała, gdyby Styles był w moim wieku, co nie? Boże dawno się tak nie uśmiałam. Konkretnie od dzisiejszego południa... Dobra, żeby już się nie rozpisywać. Mam nadzieję, że się wam podoba notka. Oczywiście nadal zasada
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Poza tym pomyślałam, czy moglibyście polecić mojego bloga jakimś znajomym, czy cuś XD Jak nie to też spoko.
Ale żem się rozpisała XD
Pozdrawiam i do napisania

MiseryAnne

czwartek, 7 czerwca 2012

Rozdział 4

Przerwał mu dźwięk mojego telefonu. Odebrałam natychmiast.
-Halo?
-Lynn musisz natychmiast wrócić. Musimy się przygotować na koncert.-usłyszałam w słuchawce głos Ally.
-To on jest dzisiaj?-zdziwiłam się.
-No jasne. Bądź w domu jak najszybciej.-zawołała i się rozłączyła.
-Wybacz. Muszę iść.-rzekłam smutno.
Spuścił wzrok.
-No trudno. Zobaczymy się dziś jeszcze?-spytał.
-Mam nadzieję.-odparłam i cmoknęłam go w policzek.
-Pa chłopaki!-zawołałam i wybiegłam.
Popędziłam do domu z prędkością światła. Wpadłam tam do niego i zobaczyłam dziewczyny w piżamach.
-Dobrze. Zostało nam około ośmiu godzin do koncertu. Idziesz do łazienki pierwsza.
Skinęłam głową wzięłam długą kąpiel, a potem nasmarowałam się balsamem o zapachu mango. Takim samym szamponem umyłam włosy. W szlafroku wyszłam do dziewczyn. Vix nadal grzebała w moich ciuchach. W tym czasie Tay rzuciła się do moich włosów, a Ali do twarzy. Po niecałej godzince włosy miałam zaplecione w niedbałego warkocza, paznokcie miałam pomalowane na ciemno fioletowo, a oczy grubo podkreślone kredką, a rzęsy mocno pociągnięte czarnym tuszem. Na ustach miałam tylko bezbarwny błyszczyk o smaku mango. Victoria widząc mój makijaż, zanurkowała do mojej szafy z uśmiechem. Po chwili podała mi piękny strój. Ubrałam się szybko i użyłam jeszcze perfum o zapachu mojego ukochanego owocu. Dalej do łazienki poszła Victoria. Ja zastąpiłam ją przy ciuchach. Kiedy wyszła, pachniała brzoskwiniami. Po pół godzinki miała włosy zakręcone na lokówce, błękitne paznokcie, błękitny cień do powiek, oraz rzęsy lekko pociągnięte tuszem. Usta miała pokryte błyszczykiem brzoskwiniowym. Ja podałam jej ubrania. Założyła to. Potem wepchnęła do łazienki Ally. Zostały nam jeszcze cztery godziny, więc nie było presji. Victoria natomiast przeszła do makijażu. Wyszła pachnąc wiśniami. Dziewczyny natychmiast się do niej rzuciły.  Tay delikatnie rozczochrała jej włosy i przeczesała je parę razy palcami, by uzyskać efekt rozwiania przez wiatr. Vic zastanawiała się odrobinę dłużej. W końcu postawiła na czerwień. Jej usta pokryła czerwonym błyszczykiem wiśniowym, oczy pomalowała czerwonym cieniem do powiek, bordową kredką i czarnym tuszem. Paznokcie na czerwono. Z uśmiechem podałam jej pasujący komplet. Na końcu do łazienki weszła  okularnica. Dla niej od razu wiedziałam co wybrać. Wzięłam piękny zestaw, który był nieco ekstrawagancki, ale śliczny. Dziewczyna wyszła cała pachnąca truskawkami. Takim też błyszczykiem, Vicky pokryła jej usta. Ponadto użyła szarej kredki i kremowego cienia do powiek, którego prawie nie było widać. Rzęsy pokryła cienką warstwą czarnego tuszu. Paznokcie pomalowane miała na szaro. Alyson zaplotła cienkie pasmo jej włosów w warkoczyk i użyła go jako "opaski" odzielającej grzywkę od reszty włosów. Dziewczyna uprzednio zmieniła okulary na soczewki, więc nie było problemów. Kiedy każda z nas była gotowa, dochodziła 18.30. Koncert zaczynał się o 19.30. Taylor wykopała z mojej walizki bilety i wejściówki VIP-owskie. Przez jakieś pół godziny tylko skakałyśmy z radości. Byłyśmy ciekawe jak chłopcy zareagują na nasz widok. W końcu o 19.00 wyszłyśmy z domu. Uprzednio zadzwoniłyśmy po pana, który odbierał nas z lotniska. Jego numer był na kartce w lodówce z podpisem "szofer", więc chyba był naszym kierowcą. Wsiadłyśmy do samochodu z szerokimi uśmiechami na twarzach.
-Witam panienki ponownie. Gdzie zawieźć?-spytał.
-Na koncert One Direction-odparłyśmy zgodnie.
On tylko zasalutował z uśmiechem i ruszył. Był wyraźnie w lepszym nastroju niż w dniu, gdy tu przyjechałyśmy. Całą drogę z nami żartował, a mimo to bezpiecznie zawiózł nas na miejsce, na kwadrans przed rozpoczęciem.
-Dziękujemy panu bardzo.-rzekłam z szerokim uśmiechem.
-Nie ma sprawy dziewczęta. Jestem na wasze skinięcie-schylił głowę, udając ukłon.-Przyjechać po was, kiedy się skończy?
-Chyba poprosimy przyjaciół, ale w razie czego, mamy twój numer.-wyszczerzyła się Ally.
On też się uśmiechnął i odjechał machając ręką. My tylko podeszłyśmy do pana przy bramce, pokazałyśmy mu bilety i wejściówki. On skinął głową i przepuścił nas. Korytarz był kompletnie pusty. No tak. Strefa VIP.  Z korytarza odchodziły poszczególne drzwi. W końcu znalazłyśmy nasz sektor i nasze miejsca. Były dosłownie w pierwszym rzędzie. Na pięć minut przed rozpoczęciem koncertu usłyszałam mój telefon. To był SMS od mamy.
Bawcie się dobrze. Mama, Babcia, Tata, Juan
Uśmiechnęłam się i pokazałam telefon przyjaciółkom. One wyszczerzyły się. Po chwili usłyszałyśmy pierwsze dźwięki muzyki. Wyciszyłyśmy telefony i zwróciłyśmy wzrok ku scenie. Na ekranie pojawił się filmik. Chłopcy jechali gdzieś vanem. Kiedy któryś dołączał, ekran ujawniał informacje o nim. W końcu 1D wbiegło na scenę. Zaczęli śpiewać. Ja nie znałam tej piosenki, ale ja nie znałam żadnej ich piosenki. Więc tylko tańczyłam razem z dziewczynami. W połowie utworu chłopcy nas zauważyli. Byli wyraźnie zaskoczeni, ale pozytywnie.  W połowie całego koncertu pociągnęłam dziewczyny za ręce.
-Chodźcie za kulisy.
Skinęły głowami i poleciały za mną. Po chwili stałyśmy przed wielkim ochroniarzem. Pokazałyśmy mu wejściówki, a on nas wpuścił, niechętnie, ale wpuścił. Wpadłyśmy tam. Chłopcy akurat śpiewali na scenie. My patrzyłyśmy na nich z bananami na twarzach. Dopiero po dwóch piosenkach zorientowali się gdzie jesteśmy. W końcu koncert się skończył, a oni zmęczeni wpadli za kulisy. Musiałyśmy dwa razy pomagać ludziom w zmianach ich charakteryzacji. Koncert zrobiony trochę na podstawie pór roku. Harry uśmiechał się szeroko poprawiając swoją wielką muchę. To sprawiło, że wybuchłam śmiechem. Wyglądało to komicznie.
-Dziewczyny nie mówiłyście, że będziecie!-krzyknął Loczek.
-No a jak! To miała być niespodzianka-oznajmiłyśmy.
Po chwili pojawiła się również Eleanor. Uściskała nas.
-Hej chodźcie. Tylko się przebierzemy i was odwieziemy.-oznajmił Liam.
Chłopcy pokiwali energicznie głowami i pociągnęli nas do swojej garderoby. W pięć usiadłyśmy na kanapach i zaczęłyśmy gadać.
-Hej dziewczyny, a co powiedzie na małą rundkę po sklepach. Jutro?-zaproponowała El.
-Ty się jeszcze pytasz? No jasne!-zawołała Alyson.
Eli uśmiechnęła się szeroko.
-No ładnie. Widzę, że Eleanor już was naciągnęła na zakupy. Lepiej się dziś wyśpijcie-oznajmił Zayn wchodząc do pokoju już przebrany.
Chwilę po nim pojawił się Niall.
-Macie coś do jedzenia?-spytał z udręczoną miną.
Els zaśmiała się i podała mu paczkę żelków. Uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. Po Niallu pojawił się Louis.
-Moja mała siostrzyczka przyjaźni się z moją dziewczyną!-pisnął niczym dziewczyna.
To sprawiło, że ja i szatynka wybuchłyśmy śmiechem. Potem przebrany wyszedł Liam. On po prostu padł na fotel.
-Nigdy więcej. To przebieranie się, mnie dobiło-oznajmił.
To sprawiło, że wszyscy wybuchli śmiechem.
-Hazza szybciej!!!-wydarł się Niall, po czym zawył głośniej-JEŚĆ!!!
Styles pojawił się w pomieszczeniu niewzruszony. Wcisnął się na kanapę obok mnie.
-Chłopcy. Samochód już jest.-oznajmił ochroniarz.
Oni skinęli głowami i podnieśli się. Nasza piątka tylko jęknęła. Chłopcy spojrzeli po sobie z chytrymi uśmieszkami. Po chwili byłam przewieszona przez ramię Harry'ego.
-HARRY!-wydarłam się.
-Tak?-spytał.
Nie widziałam jego twarzy, ale byłam niemal pewna, że się szczerzy. Do drugiej ręki chłopak wziął swoją torbę i ruszył przez korytarz jakby to nie było nic niezwykłego, a ja była lekka niczym piórko. Po chwili poczułam chłodny wiatr. Usłyszałam głosy zdziwionych ludzi. Zanim zdążyli zareagować, chłopcy wnieśli nas do autobusu. Dopiero tam Styles usiadł i posadził mnie obok siebie. Zobaczyłam, że Tay siedzi tuż obok Zayna, Ally obok Nialla, a Vix obok Liama. El oczywiście umościła się na kolanach Lou.
-No wiecie co? To było porwanie-oznajmiłam udając oburzenie.
Harry pokiwał głową z niewinną minką.
-Więc młody człowieku? Co masz na swoje usprawiedliwienie?-spytałam patrząc na niego srogo.
On tylko uśmiechnął się ciągle z tym niewinnym wyrazem twarzy. Zmiękłam.
-No już się nie gniewam-poddałam się i poczochrałam jego loki.
Chłopak uśmiechnął się szeroko.
Jakiś kwadrans później dojechaliśmy do ich domu.
-Ej, a nie mieliście nas odwieźć?-spytałam.
-Odwieźliśmy. Dziś nocujecie u nas.-oznajmił z zabójczą pewnością siebie mulat.
-No chyba, że wolicie iść na piechotę do siebie.-ogłosił Hazza.
Dziewczyny tylko mruknęły coś niezrozumiałego i wtoczyły się do jakimś cudem, otwartego domu chłopaków.
-Biorę to za zgodę-oznajmił Loczek.
Ruszyłam w stronę schodów. Weszłam po nich podtrzymując się ściany. Dalej nie wiedziałam gdzie iść. Zielonooki otworzył jedne z drzwi i wciągnął mnie do pokoju.
-Pożyczysz mi coś? Moje ciuchy są nieco... niewygodne.
Chłopak ruszył do szafy, a ja usiadłam na jego łóżku. Po paru minutach wyszłam z łazienki przebrana. Zanim się obejrzałam, spałam.

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się ze zdziwieniem. Chciałam usiąść, ale coś mi to skutecznie uniemożliwiało. Rozejrzałam się. Jak się okazało było to ramię Hazzy. Spróbowałam delikatnie je odsunąć, ale chłopak mruknął coś przez sen i objął mnie mocniej.
-Harry-szepnęłam lekko nim potrząsając.
Loczek ponownie coś mruknął i obrócił się na drugi bok co uwolniło mnie. Wstałam cicho i rozejrzałam się w poszukiwaniu moich ubrań. Jak na złość nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Chcąc nie chcąc ruszyłam na dół w ciuchach Hazzy. Tam stały już moje przyjaciółki. Gadały jak najęte. Jak zauważyłam, wszystkie były w koszulkach kolegów i nie trudno było się domyślić u kogo, która spała. Ali miała na sobie białą koszulkę z kogutem i napisem "Nando's", na koszulce Vix znak znak zakazu z łyżką, a poniżej napis "NO SPOONS". Na widok tego tshirtu omal nie wybuchłam śmiechem. Koszulka Tay była gładka, ale domyślałam się, że u Louisa spała El, gdyż miała koszulkę w paski, poza tym była jego dziewczyną. Wparowałam do kuchni z uśmiechem na twarzy.
-No hej! Jak się spało?-zawołała Taylor.
-Świetnie. Spałam jak suseł.-oznajmiłam zadowolona.
-A więc na zakupy!-oznajmiła Els.
Odchrząknęłyśmy jednocześnie.
-Wiesz, ty może masz tu swoje ubrania, ale my nie.-zaznaczyła Victoria.
-Oj tam, pożyczycie coś ode mnie. A łazienek w domu macie pod dostatkiem.-wzruszyła ramionami i popędziła na górę.
-IDŹCIE SIĘ MYĆ!!! DONIOSĘ CIUCHY DO POKOI!!!-wydarła się z góry.
Spojrzałyśmy na siebie niepewnie.
-Póki chłopcy nie zajmą łazienek!-krzyknęła jeszcze.
To rozwiało nasze wątpliwości. Przynajmniej częściowo. Pognałyśmy na górę i weszłyśmy po cichu do pokoi chłopaków. Styles nadal spał. Podeszłam i niepewnie pchnęłam drzwi od łazienki, które otworzyły się bezgłośnie. Odwróciłam się jeszcze raz, by spojrzeć na chłopaka i zamknęłam się w pomieszczeniu. Brałam prysznic, kiedy usłyszałam pukanie w drzwi.
-Lynn? Eleanor przyniosła ci ubrania-usłyszała głos chłopaka.
Nie odpowiedziałam. Było to trochę dziwne. Jakbym ja tu mieszkała, a on był gościem. Wyskoczyłam szybko spod prysznica i szybko owinęłam się jednym z ręczników. Wychyliłam głowę z łazienki i ujrzałam Harry'ego leżącego na łóżku.
-Emm... Harry mógłbyś mi je podać?-poprosiłam.
Uśmiechnął się i pokręcił głową. Wskazał na materac obok siebie. Faktycznie leżał tam stosik, równo poskładanych ubrań. Spojrzałam na odległość dzielącą mnie od miejsca w którym leżały ciuchy. Było to około pięciu metrów. Z niechęcią pchnęłam drzwi i  poszłam po ubrania z miną jakbym szła na skazanie. Chyba nie muszę dodawać, że zielonooki cały czas się na mnie gapił? To peszyło mnie jeszcze bardziej. Zgarnęłam zestaw i z powrotem pomknęłam do łazienki, gdzie się zamknęłam. Szybko się przebrałam i zaplotłam włosy w kłosa. Kiedy wyszłam z łazienki, Loczek nadal leżał w  pokoju. Leżał na materacu w samych bokserkach, a kiedy wyszłam, wstał i bez pośpiechu zaczął zbierać rzeczy, do mycia. Spuściłam głowę i poczułam, że robię się czerwona. Usłyszałam cichy śmiech chłopaka, a po chwili zamykane drzwi. Podniosłam wzrok dopiero, gdy usłyszałam szum wody. Zaczęłam chodzić po pokoju w poszukiwaniu moich ubrań, ale kiedy El i dziewczyny wpadły wołając mnie, zaprzestałam poszukiwań i ruszyłam z nimi. Wyszłyśmy z domu i ruszyłyśmy spacerkiem w kierunku centrum handlowego.

Po trzech godzinach łażenia, z torbami pełnymi ubrań, padłyśmy na kanapy w Milkshake City.
-Zaraz wrócę-oznajmiła Eleanor.
Nie minęło pięć minut, a już niosła w naszą stronę pięć shake'ów. Postawiła wybrane przed nami.
-Prosze. Mango, brzoskwinia, wiśnia, truskawka.-powiedziała kolejno stawiając napoje przede mną, Vix, Ally i Tay.
-Skąd...?-zaczęła okularnica.
-Wiedziałam, że to wasze ulubione?-spytała, a kiedy Taylor skinęła głową, dodała-Dedukcja
Uśmiechnęła się. My spojrzałyśmy na siebie zdziwione, ale zaczęłyśmy pić. Były pyszne.
-Czemu w San Francisco nie ma czegoś takiego?-jęknęła Victoria.
Eleanor zaśmiała się cicho. Po chwili ruszyłyśmy na dalszy podbój sklepów.

Kolejne trzy godziny później wracałyśmy do domu chłopców. Weszłyśmy do środka, a to co zastałyśmy w środku, zmroziło nam krew w żyłach...
______________________
No cóż... Miałam zamiar przetrzymać was dłużej w myśleniu jak przebiegnie rozmowa między Hazzą i Lynn, ale czy tego się spodziewaliście?
Lepiej nie odpowiadajcie XD
Pozdrawiam
MiseryAnne

niedziela, 3 czerwca 2012

Rozdział 3

Dopiero teraz przyjaciółka zobaczyła jak wyglądam.
-Co się z tobą stało. Natychmiast pod prysznic, a ubrania do pralki.
Faktycznie. Spod lodów i kawy nie widać było pierwotnego koloru materiału. Natychmiast posłuchałam. Wrzuciłam ciuchy do pralki i umyłam się szybko. Przebrana w piżamę zeszłam na dół. Dziewczyny siedziały w salonie z uśmiechami od ucha do ucha. Rozsiadłam się na wolnym fotelu i zaraz potem na moim brzuchu wylądowała Nelly.
-Więc jak było z Harrym?-spytała Vix.
Na moich ustach natychmiast pojawił się uśmiech. Loczek nieźle mnie rozbawił. Miałam teraz świetny humor.
-Ten uśmiech mówi mi, że świetnie się bawiłaś.-rzekła okularnica.
-Chciałabym znowu się z nim spotkać-skinęłam głową.
Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie znacząco. Sekundę później zadzwonił mój telefon. Wstałam zrzucając kotkę, która miauknęła z niezadowoleniem. Wzięłam komórkę i otworzyłam wiadomość tekstową.
Hej Mała! Jak tam Londyn? Nie zdążyliśmy się pożegnać. Szkoda. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. James
Uśmiechnęłam się radośnie. Było mi miło, że nie zapomniał o mnie. Nie odzywał się od imprezy. Natychmiast zabrałam się za odpisywanie.
Hej! Mała? Bo się obrażę XD Londyn jest piękny. Oczywiście, że się zobaczymy. Na wrzesień wracam do Ameryki. Poza tym możecie tu przyjechać z chłopakami. Lynn
-Hej, zobacz kto cię obserwuje na tt.-uśmiechnęła się Ali.
Zajrzałam jej przez ramię. Oczywiście był to Harry.
-Aha.-stwierdziłam tylko i wróciłam na mój fotel.
Siedziałyśmy chwilę w ciszy. W końcu dziewczyny podniosły się i zaczęły szykować się do snu. To samo zrobiłam ja. Ruszyłam do pokoju, a tam wsunęłam się pod kołdrę. Na łóżko wskoczyła też Nelly. Ułożyła się na drugiej poduszce. Jej mruczenie ukołysało mnie do snu.

Obudziłam się bardzo wcześnie. Kiedy spojrzałam na zegarek okazało się, że dopiero dochodzi szósta rano. Podniosłam się lekko. Po cichu zeszłam na dół i ruszyłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę by zrobić sobie śniadanie. Czekało mnie jednak zaskoczenie. Lodówka była pusta. Westchnęłam ciężko. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w to. Pod płaszcz założyłam jeszcze dwie koszulki: czarną i fioletową bokserkę na cienkich ramiączkach. Wzięłam portfel i ruszyłam do sklepu za rogiem. Na zewnątrz mimo lata, było chłodno. Na moje szczęście sklep był niemal za rogiem. Weszłam do niego i szybko zaczęłam kupować potrzebne produkty. W alejce ze słodyczami wpadłam na kogoś. Cofnęłam się o krok i spojrzałam w twarz tego kogoś.
-Harry!-stwierdziłam zaskoczona.
-Lynn?-zdziwił się.
-Co tu robisz?-byłam równie zdziwiona jak on.
-Mój przyjaciel. Nic tylko je, więc nie mamy nic w lodówce.-uśmiechnął się.
-Tak. Znam ten ból. Okazało się, że nie mamy nic w lodówce i muszę się wybrać na zakupy.
-Hej, może chcesz poznać moich przyjaciół?-w jego oczach pojawił się błysk.
-Rozumiem, że nie mogę powiedzieć nie?-spytałam szczerząc się.
Pokręcił głową.
-Chętnie.-oznajmiłam.
Na jego twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech. Przebiegliśmy szybko przez cały sklep i kupiliśmy potrzebne każdemu z nas jedzenie. Potem ja odniosłam zakupy do siebie. W końcu ruszyliśmy ku ulicy przy której stał dom chłopaka. Wszedł do budynku ciągnąc mnie za rękę.
-Chłopaki, wróciłem!-krzyknął.
Nagle do przedpokoju wtoczyło się czterech chłopców. Wbiegli rzucając się na siebie. Dopiero, kiedy zobaczyli, że chłopak przyprowadził mnie, uspokoili się. Jeden z chłopaków pogryzał marchewkę. Ten zwyczaj wydał mi się dziwnie znajomy.
-Hej chłopaki to Lynn. Lynn poznaj Zayna, Liama, Louisa i Nialla, który wyżarł wszystko z lodówki.-oznajmił Styles.
Chłopcy bez chwili zastanowienia rzucili się na mnie i zaczęli mnie obejmować.
-Nasz mały Hazza znalazł sobie dziewczynę?-rozczulił się Zayn.
Pokręciliśmy głowami niemal równocześnie. To rozśmieszyło chłopaków jeszcze bardziej.
-Zapraszamy w nasze skromne progi.-powiedział Louis udając, że się kłania w uniżeniu.
Zaśmiałam się, a Loczek pociągnął mnie do salonu.
-Hazza, jeść!-krzyknęli chłopcy.
Spojrzałam na niego zdziwiona, a on tylko zaśmiał się i ruszył do pomieszczenia, które zapewne było kuchnią. Wstałam i ruszyłam za nim. To faktycznie była kuchnia.
-Zawsze im gotujesz?-spytałam.
Najwyraźniej mnie nie usłyszał. Odwrócił się w moją stronę i skinął głową.
-Skoro tak. To tym razem będziesz miał pomoc.-oznajmiłam podwijając rękawy.
-Daj spokój. Jesteś tu gościem.-rzekł speszony.
-Co mam robić szefie?-spytałam ignorując jego słowa.
Spuścił oczy.
-Dobra, skoro koniecznie chcesz pomóc, to możesz umyć i obrać marchewki dla Tommo.-powiedział cicho.
Zasalutowałam ze śmiechem i otworzyłam ich lodówkę w której jakimś cudem były już rozpakowane zakupy. Wyjęłam marchewki.
-Ile?-spytałam.
-10 sztuk-oznajmił nie odrywając wzroku od swoich dłoni.
Wyjęłam warzywa i zaczęłam je przygotowywać.
-Co teraz szefie?-spytałam kiedy marchwie były pokrojone.
-Włóż je do miksera i miksuj przez pięć minut.-oznajmił skupiony.
Odwróciłam się. Skupiał się na mieszaniu ciasta. Nie pytałam co robi. Włożyłam warzywa do blendera i ustawiłam czas. Po pięciu minutach, urządzenie się wyłączyło, a Harry podszedł do mnie. Był wyraźnie speszony.
-Coś się stało?
Styles nie odpowiedział.
-Ach rozumiem, wtargnęłam do twojego królestwa.-uśmiechnęłam się.-Mogę sobie iść-zadeklarowałam wstając.
Mogłam to zrobić, chociaż nie chciałam. W tym chłopaku z burzą loków na głowie, było coś takiego, co sprawiało, że czułam ciepło w całym ciele. Ruszyłam ku drzwiom, ale chłopak złapał mnie za rękę i ponownie przyciągnął mnie na miejsce.
-Nie zostań. Miło mi, że tu jesteś. Po prostu... Rzadko kiedy ktoś pomaga mi w kuchni. To naprawdę miłe...-rzekł spuszczając wzrok.
Uśmiechnęłam się i mocno ścisnęłam jego dłoń. On również się uśmiechnął. Po chwili jednak wstał i ruszył z powrotem do ciasta.
-HAZZA!-usłyszeliśmy krzyk.
Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni i pobiegliśmy do salonu. Oboje byliśmy trochę brudni od jedzenia. Tam widzieliśmy Louisa, który trzymał lusterko wysoko nad głową i Zayna, który spoglądał na zwierciadełko z przerażeniem.
-Chcesz stłuc Rose?-spytał zielonooki Louisa.
-Czemu tak myślisz?-spytał Tomlinson z niewinnym uśmiechem.
Nagle rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Harry popędził do kuchni do patelni, a Louis do przedpokoju, uprzednio rzucając lusterko w kierunku mulata, który zręcznie je złapał.
-ELEANOR!-krzyknął szatyn jak dziecko.
Po chwili wprowadził do salonu szatynkę. Dziewczyna zdziwiła się na mój widok.
-Hej! Jestem Eleanor-podbiegła do mnie z uśmiechem.
-Lynn.-odparłam z uśmiechem.
-I co?-spytała unosząc brwi.
Spojrzałam na nią zdziwiona.
-Z którym z tych dzieciaków się spotykasz?-wyjaśniła.
Zrobiłam wielkie oczy.
-Ach to... Z żadnym. Znaczy się Harry jest moim kolegą. Tak mi się wydaje.-oznajmiłam sama się we wszystkim gubiąc.
-Hej wszyscy, jedzenie jest na stole!-krzyknął loczek wchodząc do pokoju.
-O, Hej El.-przywitał się.
-Wiec Loczku, nowa miłość?-spytała dziewczyna.
-Co? Ja... Przecież...-zaczął.
-Spokojnie. Lynn już mi wszystko wyjaśniła.-zaśmiała się.
Chłopak wypuścił powietrze.
-Ale już nie spotykasz się z Emilią?-spytała.
Pokręcił przecząco głową.
-Wykorzystywała mnie dla sławy.-wzruszył ramionami.-Dobra mówiłeś coś o jedzeniu.
Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy gromadą do kuchni. Mi przytrafiło się miejsce obok Harry'ego i na przeciwko Eleanor.
-MARCHEWKI!-wrzasnął Tomlinson i zabrał się za swój zmiksowany posiłek.
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Po posiłku składającym się z naleśników, a dla Louisa z marchwi, ruszyliśmy z powrotem do salonu. Gdy tam siedzieliśmy, rozległ się dźwięk mojego telefonu. To była Tay. Odebrałam.
-Co jest Tay?-spytałam.
-Ty mi tu nie "Tayuj" Gdzie się podziewasz. Nie ma cię od kiedy się obudziłam. Nie zostawiłaś żadnej wiadomości ani niczego. Gdzie jesteś.-nie byłam pewna czy w ogóle brała wdechy.
-Tay, Tay, Tay!-zawołałam.-Oddychaj.-rzuciłam.
Niemal czułam, że się wścieka.
-Spokojnie nic mi nie jest. Zrobiłam zakupy i spotkałam Harry'ego no i teraz jestem... No u niego w domu.-zawahałam się.
-Aha spoko. Dzięki za zostawienie mi wiadomości.-była zła.
-Wybacz Tay. Już wracam. Za jakiś... Kwadrans będę.-oznajmiłam.
-Aha i w razie gdyby cię to interesowało to James dzwonił, bo do ciebie nie dało się dodzwonić.-mruknęła.
-James dzwonił?-spytałam.
-Tak więc chodź tu szybko. Najlepiej zadzwoń do niego natychmiast.-oznajmiła.
-Dobra już idę. Cześć-pożegnałam się.
Schowałam telefon do kieszeni.
-Kim jest James?-usłyszałam głos Harry'ego.
-Moim kumplem.-wzruszyłam ramionami.-Muszę już lecieć.-dorzuciłam.
Złapałam kurtkę.
-Odprowadzę cię-zaoferował Loczek.
-My też-zawołali pozostali.
Wzruszyłam ramionami.
Wszyscy ubrali się i ruszyliśmy ku mojej ulicy. Spacerkiem zajęło nam to około kwadransa.
-Dobra, to do zobaczenia?-spytałam.
-Nie zaprosisz nas?-spytał Liam patrząc na mnie jak zbity pies.
Przygryzłam wargę.
-Dobra wchodźcie-skinęłam głową otwierając drzwi.
-Lynn? Lyyynnn!!! POMÓŻ NAM!-usłyszałam krzyk dochodzący z kuchni.
Pobiegłam do pomieszczenia, a za mną One Direction i El. Przy blacie stały moje przyjaciółki i kłóciły się.
-Vas hapenin?-zawołał mulat.
Dziewczyny natychmiast przestały.
-Co jest?-spytałam zdziwiona.
-Któraś z nich porwała moją koszulkę.-zapłakała Vix.
Od razu się domyśliłam o którą koszulkę chodzi.
-Chodzi o tą starą w kratę?-spytałam.
-Tak!-zawołała Vicky.
To była jej ukochana koszula.
-Wiecie co... Ja chyba znam winowajczynię.-mruknęłam.
Przyjaciółki spojrzały na mnie zdziwione.
-NELLY!!!-zawołałam głośno.
-Mieszkacie tu w pięć?-zdziwiła się Eleanor.
Pokręciłam głową ze śmiechem. Wtedy usłyszeliśmy miauknięcie. Wszyscy spojrzeli w dół. Nell siedziała w drzwiach i patrzyła na mnie niewinnie wielkimi zielonymi oczami.
-Ale śliczna-zawołał Loczek.
Ukucnął i zaczął głaskać kotkę. Ta mruczała głośno.
-Harry-powiedziałam cicho.
Chłopak podniósł się zmieszany.
-Nelly, czy ty zniszczyłaś koszulę Victorii?-spytałam srogo.
Zwierzątko miauknęło płaczliwie.
-Dobrze już się nie gniewam. a Nel nie można być złym-westchnęła Vicky i podrapała ją za uchem.
Z kolei Harry ponownie zaczął się bawić ze zwierzakiem. Najwyraźniej moja kotka bardzo go polubiła. Jakieś dwie godziny później, chłopcy musieli się zbierać. Pożegnałyśmy się z nimi, a oni i El wyszli. Nelly miauknęła smutno i wybiegła przez otwarte jeszcze drzwi.
-Nel!-zawołałam i pobiegłam za nią.
Tuż za płotem kotka się zatrzymała. Stała obok Harry'ego i miauczała cicho. Ten głaskał ją. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Chyba musisz jej wytłumaczyć, że tu nie zostaję.-zaśmiał się.
Pokiwałam głową.
-Nelly, ten pan tu nie zostaje. Ale wiesz co? Jak wrócisz do domu, to obiecuję, że odwiedzi cię najszybciej jak to możliwe.-przekonywałam ją.
Ona miauknęła zadowolona i pobiegła z powrotem do budynku.
-To znaczy, że mogę tu wpadać?-spytał loczek zabawnie poruszając brwiami.
-Jeśli tylko chcesz-zaśmiałam się po czym przytuliłam go i pobiegłam do domu.
Zamknęłam drzwi i uśmiechnęłam się do siebie. Loczek sprawiał, że stawałam się szalona. Zanikał mój rozsądek. Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek telefonu. Dzwoniła moja mama.
-Hej mamo!-uśmiechnęłam się odbierając.
-Hej córciu, jak tam Londyn?-spytała.
-Jest super. Poznałam pięciu kolegów i koleżankę.-oznajmiłam.
-Tak? To świetnie.-oznajmiła ucieszona moja mama.
-Mamo, mogę cię o coś spytać?-spytałam.
-Oczywiście. O co tylko chcesz.-czułam, że się uśmiecha.
-Znaliśmy kiedyś kogoś o nazwisku Tomlinson?
Musiałam się spytać. Wszystko co robił chłopak od marchwi, wydawało mi się dziwnie znajomy. Po drugiej stronie zapadła cisza.
-Córeczko. Tata prosił, żebym ci tego nie mówiła, ale tak. Tak. Kiedy byłaś malutka mieszkaliśmy w Doncaster. Tam poznałaś Louisa Tomlinsona. Byliście najlepszymi przyjaciółmi. Potem się wyprowadziliśmy i straciłaś z nim kontakt.-wyjaśniła mama.
-Wiedziałam. Dziękuję. Kocham cię mamo. Pozdrów wszystkich.-powiedziałam i się rozłączyłam.
Odłożyłam telefon i przetarłam zmęczone oczy. Wspięłam się na górę i w ubraniu rzuciłam na łóżko. Zasnęłam w chwili, gdy moja głowa opadła na poduszkę.

Ponownie obudziłam się wcześnie rano. Wzięłam prysznic i przebrałam się w to. Zrezygnowałam tylko z szelek, okularów i bransoletki. Ze względu na świecące słoneczko, odłożyłam też marynarkę. Potem zjadłam szybkie śniadanie i sprawdziłam wszystkie portale społecznościowe. Zeszło mi się do 10. Wtedy napisałam kartkę do dziewczyn i wyszłam z domu. Pobiegłam do chłopaków i zapukałam do drzwi. Otworzył mi zaspany Liam.
-Wy jeszcze śpicie?-weszłam do ich domu.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony i przetarł oczy.
-Co jest?-spytałam z szerokim uśmiechem.
-Wyglądasz jak Louis.-stwierdził patrząc na mnie zdziwiony.
Otworzyłam szeroko oczy. Do przedpokoju wbiegł wyżej wymieniony, a kiedy mnie zobaczył omal nie wybuchnął śmiechem.
-Wyglądamy tak samo-tarzał się po podłodze.
Faktycznie wyglądaliśmy niemal identycznie. Również wybuchłam śmiechem. On jednak po chwili się uspokoił.
-Wiesz Lynn... Nie wiem czy pamiętasz, ale kiedyś mieszkałaś w Anglii-nagle stał się poważny-I wtedy...
-Wtedy byliśmy przyjaciółmi?-spytałam nadal się szczerząc.
-PAMIĘTASZ MNIE!-krzyknął i ze śmiechem mnie objął.
-Tommo, nie dasz nawet spokojnie człowiekowi pospać?-usłyszałam zaspany głos Loczka.
Chłopak wszedł do przedpokoju. Był w samych bokserkach. Spuściłam wzrok i poczułam, że robię się równie czerwona jak moje spodnie.
-Chyba dalej śpię, bo widzę dwóch Louisów.-oznajmił chłopak.
-No wiesz co? Zaraz się obrażę.-rzekłam teatralnie.
-Lynn?-krzyknął.
Ja i Tomlinson wybuchliśmy śmiechem.
-Moja mała siostrzyczka mnie pamięta-zaśpiewał Lou.
-Wariat-popchnęłam go lekko.
-Czy tylko ja niczego nie rozumiem?-spytał Harry.
-Okazało się, że jako dzieciaki byli najlepszymi przyjaciółmi.-wyjaśnił Liam.
Zielonooki pokiwał głową ze zrozumieniem.
-Wiesz co Harry... Nie przeszkadzało by mi, gdybyś się ubrał.-oznajmiłam.
-Ach... No tak... Chłopaki są przyzwyczajeni.-oznajmił  i wszedł po schodach na górę.
-Zaraz wrócę oznajmił Tomlinson.
Liam jako jedyny obudzony i ubrany został ze mną na dole.
-Ale oni są nierozgarnięci-pokręcił głową.
-Tak, a ty jesteś ich mózgiem.-zaśmiałam się.
Szatyn wyszczerzył zęby. Porozmawialiśmy trochę. Nie było ich już dość długo.
-Czekaj pójdę sprawdzić co z nimi.-oznajmiłam i podniosłam się.
Wspięłam się po schodach i na chybił trafił weszłam do jednego z pokoi. Nie trafiłam źle. W pewnym sensie.  Przed szafą w pokoju stał Harry w samym ręczniku.
-Przepraszam, już się wycofuję.-przeprosiłam.
Zanim zniknęłam za drzwiami usłyszałam jego głos.
-Zaczekaj chwilę. Chcę z tobą pogadać. Tylko się ubiorę.-oznajmił.
Wbiegł do swojej łazienki, a kiedy wyszedł,  zaprosił mnie do środka gestem. Wyglądał nieźle. Miał czarne spodnie i białą koszulkę w serek.
-Lynn, chciałem...
____________________
Ta dam! Błagam nie znienawidzicie mnie za takie zakończenie... PLOSEM!!! XD Dobra nie bd się rozpisywać, bo nie za bardzo wiem co pisać, więc dam tylko zdjęcie kotka, który wygląda mniej więcej jak Nelly XD
Czarno biały kotek

czwartek, 31 maja 2012

Rozdział 2

-20? Nie zdążymy!-pisnęła Vix.
-Zdążymy. Vix - ciuchy, Ally - makijaż, ja i Tay - fryzury. Tay, natychmiast do łazienki.-zakomenderowałam.
Dziewczyna zniknęła za drzwiami, a my rzuciłyśmy się do swoich "stanowisk". Kiedy po kwadransie dziewczyna wyszła z łazienki, rzuciłyśmy się do niej. Vicky podała jej czarną sukienkę z fioletowymi butami, fioletową torbą i wisorkiem, umalowała jej oczy w stylu smoky eyes z cienką złotą kreską tuż nad rzęsami, a ja wyprostowałam jej włosy. Potem dziewczyny wepchnęły do łazienki mnie. Wzięłam szybki prysznic i użyłam balsamu o zapachu wanilii. Kiedy wyszłam , Victoria podała mi białą sukienkę z koronki, białe buty i bransoletkę. Ally zrobiła mi lekki złoty makijaż, a Taylor zakręciła mi włosy. Następnie za drzwiami pomieszczenia zniknęła blondynka. Kiedy wyszła, ja rzuciłam jej zielonkawą sukienkę, srebrne sandałki na obcasach i srebrny wisiorek, Ally zrobiła jej lekki makijaż, a Tay zakręciła włosy i spięła je w luźny węzeł na karku. Ostatnia do łazienki wpadła Alyson. Kiedy wyszła, blondynka podała jej czerwoną sukienkę, czerwone buty, dużą bransoletkę i białą opaskę, ja umalowałam jej oczy, a Tay przeczesała włosy palcami i potargała je tak, że wyglądały naprawdę nieźle. Kiedy byłyśmy gotowe, zerknęłyśmy na zegarek. Dochodziła 19. Zadzwoniłyśmy po taksówkę i usiadłyśmy na łóżku. Pół godziny później, pojazd stał przed domem. Pożegnałyśmy się z moją mamą i wsiadłyśmy do samochodu, który zawiózł nas pod wskazany dom.
-Wow-szepnęłyśmy jednocześnie.
Wygramoliłyśmy się z taksi i podeszłyśmy do drzwi. Kiedy zastukałyśmy niemal natychmiast ktoś nam otworzył.
-Hej dziewczyny, przywitał nas Logan.
-Hej. Co się stało?-spytałam mierząc wzrokiem jego włosy w których jakimś cudem znalazł się popcorn, chipsy i żelki.
-Eee... Chłopaki świrują.-oznajmił potrząsając głową zapewne w celu pozbycia się niechcianych dodatków z fryzury.
-Możemy?-zapytała Vix.
Brunet skinął głową i przesunął się. Ruszyłyśmy prosto do salonu. Tam chłopcy faktycznie wariowali.
-Hej.-rzekłyśmy zgodnie.
Trzech chłopców nagle spojrzało na nas, dalej w dziwacznych pozach. James trzymał Kendalla za włosy, a Carlos przytrzymywał szatyna za koszulkę i mierzył w niego pięścią. Blondyn natomiast trzymał meksykanina za ramię. Kiedy zobaczyli nas, natychmiast przestali się bić i stanęli na nogi.
-Wasza czwórka idzie na górę się doprowadzić do ładu, tylko mi się nie bić więcej, a my tu wszystko ogarniemy.-nakazałam.
Oni zasalutowali w żartach i popędzili na górę. My zaczęłyśmy zbierać jedzenie z podłogi, a po uporczywych poszukiwaniach, również zamiatać je za pomocą miotły. Kiedy usłyszałyśmy dzwonek dzwonka, akurat skończyłyśmy. Szybko schowałyśmy miotły i pobiegłyśmy do drzwi. Za nimi stały Miley Cyrus, Demi Lovato i Selena Gomez. Zaskoczone cofnęłyśmy się i wpuściłyśmy je do domu. Potem chłopcy zeszli na dół i oni robili za odźwiernych. Po pół godziny dom był pełen. Chłopcy włączyli wieżę i podkręcili głośność niemal na ful. My z dziewczynami stałyśmy przy barku i przegryzałyśmy przekąski. Poczułam mocne szarpnięcie za rękę i w tym samym czasie zauważyłam, że moje przyjaciółki znikają. Spojrzałam w górę. Stałam oko w oko z Jamesem.
-Hej-uśmiechnęłam się.
-Mówiłem ci już, że świetnie dziś wyglądasz?-spytał.
Pokręciłam głową i spuściłam wzrok. Poczułam, że robi mi się ciepło.
-No i ślicznie się rumienisz.-dodał jeszcze.
Mogłam się założyć, że zaczerwieniłam się jeszcze bardziej.
-O tym mówiłem-szepnął mi na ucho.
-Dziękuję-odparłam cicho.
-To szczera prawda.-rzekł.

Tańczyłam jeszcze bardzo długo. Tańczyłam z Kendallem, Carlosem, Loganem, a najwięcej z Jamesem. Parę razy byłam też w ramionach Mitchela Musso, Cody'ego Simpsona i z trzema braćmi Jonas. Przez cały ten czas James patrzył na moich kolejnych partnerów, jakby miał ochotę ich zabić. W końcu pociągnął mnie za rękę w stronę barku i podał mi drinka. Wypiłam zawartość kieliszka i w nagłym przypływie odwagi pociągnęłam go za rękę na parkiet.

Dwie godziny później, byłam najprawdopodobniej pijana. Nadal tańczyłam z Maslowem. W międzyczasie impreza zdążyła przenieść się nad basen.
-NA BOMBĘ!!!-usłyszałam głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam, chyba pijanego, Carlosa biegnącego w stronę basenu. Ruszył biegiem i skoczył. Niestety natrafił na przeszkodę w postaci mnie. Przewrócił mnie i pociągnął za sobą do basenu. Ja nadal trzymając dłoń Jamesa, pociągnęłam za sobą jego. W trójkę wylądowaliśmy w wodzie. Kendall i Logan natychmiast zaczęli się śmiać. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Natychmiast wciągnęliśmy ich do basenu. Po chwili byli w nim prawie wszyscy imprezowicze. Ci najbardziej pijani powpadali sami, ciągnąc za sobą innych. Wszyscy śmiali się w niebo głosy. Zauważyłam, że Tay znalazła się w ramionach blondyna, Ally obejmował latynos, a Vicky drugi brunet.Sama poczułam ramiona szatyna wokół siebie. Zaśmiałam się cicho. Chwile zabawy przerwały błyski. Z początku myślałam, że zaczęła się burza. Niestety. Imprezę wywęszyli paparazzi.
-Cholera-mruknął pod nosem James i wygramolił się z basenu pomagając wyjść i mnie.
Po kolei z błękitnej otchłani chloru wyłaniały się wszystkie gwiazdy i zaczęły się chować po kątach domu, lub uciekać. To znaczyło jedno. Impreza skończona.
-Wiesz co, my chyba też powinnyśmy już iść-rzekłam.
Wspięłam się na palce i pocałowałam chłopaka w policzek, po czym oddaliłam się, by zebrać przyjaciółki. Niecały kwadrans potem jechałyśmy taksówką, dosłownie wyjąc ze śmiechu. Taksówkarz spojrzał na nas kręcąc głową z rozbawieniem.
-Widzę, że panienki nieźle zabalowały-odezwał się po chwili.
Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia i skinęłyśmy głowami, po czym znowu wybuchłyśmy śmiechem. Od chłopaków najbliżej było do mnie, więc właśnie tam się skierowałyśmy. Weszłyśmy do domu jak najciszej mogłyśmy, po czym na paluszkach skierowałyśmy się do mojego pokoju. Tam padłyśmy wszystkie na łóżko i zasnęłyśmy.

Z trudem otworzyłam oczy. Oślepiło mnie światło, co wzmogło ból głowy. Jęknęłam, przytykając palce do skroni. Do pokoju weszła moja mama podśpiewując pod nosem. Odstawiła tacę na moje biurko i wyszła. Podniosłam się i przeklinając w duchu siebie samą, podeszłam do tacy. Stał na niej talerz naleśników z toffi, cztery szklanki wody i pudełko leku o nazwie "Alca Zelter". Wzruszyłam ramionami i połknęłam dwie tabletki. Ból głowy zelżał. Moja mama jest najlepsza. Zjadłam jeszcze parę naleśników i ruszyłam do łazienki, by ocenić straty w moim wyglądzie. Obejrzałam się w lustrze. Nie wyglądałam nawet tak straszliwie. Zmyłam makijaż i rozczesałam włosy, po czym wskoczyłam pod prysznic. Po kwadransie rozkoszowania się ciepłą wodą, owinęłam się ręcznikiem i przeprałam się w dres i rozciągniętą koszulkę. Włosy spięłam, by mi nie przeszkadzały. Wróciłam do pokoju i podjęłam się misji samobójczej AKA Obudzenie moich przyjaciółek. Po ponad godzinie stały już na nogach, bez bólu głowy. Zaczęła się bitwa o łazienkę. Kolejną godzinę później zostałam sama, gdyż dziewczyny musiały się spakować. Ja również musiałam się za to zabrać. Przyniosłam z piwnicy walizkę i zaczęłam do niej wrzucać połowę mojej szafy. Po jakichś trzech godzinach, moja torba wreszcie była dopięta. Dopiero dochodziła 16.30. Złapałam telefon i wybrałam numer Taylor. Odebrała po trzech sygnałach.
-No hej mała-usłyszałam jej głos w słuchawce.
-No witaj. Gotowa na wielki dzień?-spytałam unosząc brwi.
-Ano. Spakowana i spięta. Chcę wreszcie do Angliii-jęknęła.
-Hej, muszę jeszcze kupić rzeczy na podróż dla Nelly. Idziesz ze mną?
-No jasne. Za 20 minut tam gdzie zawsze.-oznajmiła i się rozłączyła.
Zapakowałam torbę i przebrałam się szybko w to. O określonej godzinie zjawiłam się w umówionym miejscu. Blondynka już tam stała. Raźnym krokiem ruszyłyśmy w stronę sklepów.

Po ponad dwóch godzinach wracałam do domu z transportem, żwirkiem, torbą karmy, i dwiema miskami. Mama oznajmiła, że w domu, który wynajął tata jest kuweta. Dochodziła już 20. Do domu dotarłam o pełnej godzinie. Zjadłam kolację, umyłam się i przebrałam w piżamę. Nastawiłam budzik i położyłam się spać. O 21 już spałam.

Obudziłam się na kwadrans przed budzikiem. Wstałam z łóżka i jeszcze śpiąc weszłam pod prysznic. Ubrałam się prędko w to. Po chwili namysłu zmieniłam rurki na czarne i dorzuciłam aviatory w  srebrnych oprawkach. Zapakowałam rzeczy do lnianej torby Jacka Willsa i zeszłam na dół. Tam szybko pochłonęłam śniadanie. Do wyjścia z domu miałam jeszcze ponad pół godziny. Zniosłam walizkę do przedpokoju po czym ruszyłam na górę z transporterem. Nelly była przerażona, ale po moich namowach, pokornie weszła do klatki. Reszta jej rzeczy była już w walizce. Gotowa łaziłam po pokoju, cała w nerwach. Po kwadransie, który wydawał się wiecznością, mama zawołała mnie na dół. Złapałam klatkę z kotką i zbiegłam na dół.

O 4 rano stałyśmy na lotnisku. Wszystkie wręcz skakałyśmy z poddenerwowania. Nasi rodzice (w moim wypadku mama i babcia) byli bliscy płaczu. W końcu w pół do piątej zawołali nas do bramki. Rozpoczęły się łzawe pożegnania.
-Spokojnie mamo, Juan jutro wraca. Nie będziesz sama.-uśmiechnęłam się do niej pocieszająco.
Dziewczyny przywołały mnie machnięciem ręki. Po raz ostatni przytuliłam mamę i odbiegłam do nich. Pokazałyśmy ludziom na lotnisku nasze bilety i wsiadłyśmy do samolotu, który kolejne pół godziny później wystartował. Włożyłam do uszu słuchawki i odpłynęłam.

Obudziło mnie delikatne potrząsanie w ramię. To Victoria mnie budziła. Spojrzałam na nią nieprzytomnie.
-Lądujemy.-oznajmiła.
Skinęłam głową i wyłączyłam urządzenie. Pół godziny później odebrałyśmy walizki i kierowałyśmy się ku wyjściu z hali. Londyn przywitał nas ciepłym słońcem co, jak mi się wydaje, zdarzało się rzadko.
-A wiecie, gdzie mamy iść?-spytałam.
Dziewczyny wzruszyły ramionami. Rozejrzałyśmy się po płycie lotniska. Przy wejściu stał rudowłosy mężczyzna. Trzymał karton z napisem "Ms. McKenzie". Wskazałam go przyjaciółkom i wszystkie razem ruszyłyśmy w jego stronę. On uśmiechnął się do nas.
-Witajcie. Która z pań to Lynn McKenzie?
Podniosłam dłoń.
-Klucze do domu. Już panienki wiozę.-oznajmił i wyszedł.
My poszłyśmy za nim. Wsiadłyśmy do dużego czarnego BMW, które zawiozło nas do pięknej, bogatej dzielnicy. Mężczyzna wysadził na przed jednym z domów.
-Nie chcę się skarżyć, ale może już nas pan zawieźć do domu?-spytała Ali.
Usłyszałyśmy pisk opon i samochód odjechał.
-Wydaje mi się, że to jest nasz dom-oznajmiła niepewnie Vix.
-Jest tylko jeden sposób, by się przekonać.-mruknęłam.
Ruszyłam z walizką i transporterem w kierunku drzwi. Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam go. Usłyszałam ciche kliknięcie. Przywołałam dziewczyny ruchem ręki. Taylor stanęła obok mnie i nacisnęła klamkę. Weszłyśmy do przedpokoju. Zostawiłyśmy walizki i zdjęłyśmy buty. Ja wypuściłam kotkę z klatki. Wyszła na miękkich łapkach, ale poszła dalej. My ruszyłyśmy jej śladami. Naszym oczom ukazał się piękny beżowo biały salon. Większość mebli była w kolorze wenge z przeszklonymi fragmentami. Stał tam również piękny fortepian. Stałyśmy tam zauroczone przez jakiś czas. Potem pognałyśmy na górę zarezerwować pokoje. Jak się okazało są one już przydzielone. Na czterech parach dębowych drzwi przyczepiona była kartka z imieniem lokatorki. Moja sypialnia znajdowała się na końcu korytarza. Nacisnęłam klamkę i weszłam do pokoju. Był śliczny. Błękitny z wielkim łóżkiem, białymi meblami i zasłonami. Ponadto w pokoju  stała gitara. Z pomieszczenia prowadziły dwie pary drzwi. Jak się okazało, jedne z nich do garderoby, a drugie do łazienki. To wszystko dla mnie. Pisnęłam cicho. W mojej łazience oczywiście znalazła się kuweta. Stałam tam totalnie osłupiona, gdy drzwi otworzyły się z hukiem. Podskoczyłam z przerażenia. Do pokoju weszła Tay.
-Dziewczyno, bierz prysznic, przebieraj się i ruszamy na podbój Londynu.-oznajmiła po czym wyszła trzaskając drzwiami równie głośno.
Na jej polecenie otworzyłam walizkę i zaczęłam wyciągać z niej ciuchy. Z nimi w garści ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam to. Przeczesałam włosy palcami i użyłam moich ukochanych perfum o zapachu mango. Gotowa zbiegłam na dół. Moje przyjaciółki pojawiły się tam pięć minut później. Wyszłyśmy. Zaopatrzywszy się w mapę Londynu zaczęłyśmy zwiedzać. Naszym pierwszym celem był Hyde Park. Ruszyłyśmy co jakiś czas wspomagając się mapą, jednak po chwili nie była nam już potrzebna. Szłyśmy śmiejąc się w niebo głosy. Zawsze tak na siebie działałyśmy. Wolałam więc nie myśleć, jak będzie wyglądał nasz dom w ciągu tych trzech miesięcy. Nagle poczułam, że wpadam na coś twardego. Odbiłam się od tego i upadłam. Przeklinając swój los podniosłam wzrok. Patrzył na mnie chłopak o burzy loków i zielonych oczach. W dłoni trzymał duży kubek. Lokowany wyglądał na przerażonego. Tylko czemu bał się mnie? Spuściłam wzrok i zupełnie przypadkowo padł on na moją koszulkę. Cokolwiek znajdowało się w naczyniu, teraz było to na mojej koszulce.
-Chyba wolę nie wiedzieć co tam było.-mruknęłam.
Sama nie wiem czemu chłopak zrobił się jeszcze bardziej przerażony.
-O boże, boże, boże! Przepraszam, strasznie, strasznie przepraszam.-wyrzucił z siebie z prędkością karabinu maszynowego.
Podniosłam się powoli.
-Hej spokojnie. Naprawdę nic się nie stało-mruknęłam, wycierając palce z lepkiego paskudztwa.
-Matko jedyna, przepraszam, kompletnie nie uważałem, byłem zamyślony, przepraszam...-zaczął.
-Mówiłam, że nie masz za co przepraszać. Każdemu się zdarza.-opanowałam się.
Tak naprawdę chciałam wybuchnąć. Korzenie dawały o sobie znać. W myślach policzyłam powoli do dziesięciu i odetchnęłam lekko.
-Może w ramach przeprosin dasz się zaprosić na kawę?-spytał.
-Teraz? Wiesz... Mogłeś nie zauważyć, ale jestem cała w... czymś...-głupio to zabrzmiało, ale naprawdę nie wiedziałam co to.
-Proszę.-jęknął.
Tak na mnie patrzył, że nie mogłam się nie zgodzić.
-Ale musiałabym się przebrać...-próbowałam się wykręcić.
-E tam. Masz-rzekł najwyraźniej wiedząc co planuję i podając mi bluzę.
Westchnęłam ciężko i założyłam ciuch. Pożegnałam się z przyjaciółkami i ruszyłam z zielonookim.
-A tak w ogóle to jestem Harry-przedstawił się.
-Lynn-oznajmiłam ściskając jego wyciągniętą dłoń.-Więc... Proponowałeś kawę?
Starałam się naprawić, już popsute stosunki z chłopakiem. Co jak co, ale nie potrzebowałam tu wrogów.
-Jasne. Znam świetną kawiarenkę. Chodź-oznajmił i pociągnął mnie za rękę.
Jakieś pięć minut później staliśmy w małym, pomalowanym na kolor kawy z mlekiem, lokalu. Chłopak ruszył do jakiegoś stolika nadal ciągnąc mnie za sobą. Usiedliśmy w rogu. Po chwili podeszła kelnerka.
-Witaj chłopcze, to co zwykle?-spytała pulchna kobieta.
On błysnął białymi zębami i skinął głową.
-A dla panienki?-zwróciła się w moją stronę z przyjaznym uśmiechem.
Ja nie wiedziałam co powiedzieć. Właściwie to nadal rozglądałam się po pomieszczeniu, zaskoczona.
-To może, dwa razy to co zwykle.-poprosił.
Kobieta zanotowała to.
-Harry, chłopcze, muszę ci powiedzieć, że powinieneś trzymać się tej panienki.-oznajmiła cicho.
Usłyszałam cichy chichot chłopaka.
Kelnerka odeszła, a ja wreszcie na niego spojrzałam.
-Przepraszam Cię za Panią M.-odezwał się i zmieszany spuścił wzrok.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Czemu mnie znowu przepraszasz?-zapytałam.
Tym razem mnie to rozbawiło. Uśmiechnął się, ale jednocześnie opuścił oczy.
-No tak... Eee... W sumie to sam nie wiem.-rzekł cicho.
Ja za to uśmiechnęłam się szerzej.
-Ustalmy, że na dziś dzień, nie przepraszamy siebie nawzajem.-ogłosiłam.
Namyślał się chwilę po czym skinął.
-Więc... Czym się interesujesz?
-Ja? uwielbiam muzykę. Zwłaszcza granie na gitarze. Kiedyś próbowałam występów publicznych, ale... no cóż powiedzmy, że nie za bardzo przypadły mi do gustu.-zakończyłam kulawo-A ty? Co cię interesuje?
Uśmiechnął się w taki dziwnie rozmarzony sposób.
-Też muzyka. Jest częścią mnie. Towarzyszyła mi odkąd pamiętam. Żyję nią. Jest sensem mojego istnienia.-westchnął.
-A występy publiczne? Śpiewasz na scenie?-wyrwałam go z zamyślenia.
Już miał odpowiedzieć, kiedy do naszego stolika podeszła jakaś rozchichotana trzynastolatka z przyjaciółką.
-OMG, czy ty jesteś Harry? Harry Styles?-spytała niemal skacząc z radości.
Harry pokiwał głową z niezadowoleniem.
-Dasz mi autograf?-spytała podtykając mu pod nos szary notatnik ozdobiony jakimiś rysunkami.
Chłopak szybko złożył tam swój podpis, a dziewczynki odbiegły rozchichotane.
-To chyba odpowiedź na moje pytanie.-zachichotałam.
-Prze...-zaczął.
Pogroziłam mu palcem.
-Bo się obrażę, a wtedy to dopiero będziesz musiał używać tego słowa-śmiałam się już na całego.
Przestałam się cieszyć, kiedy przede mną stanęła mała kawa i duży deser lodowy. Chłopakowi pojaśniały oczy.
-Ty... Zjadasz to sam?-zająknęłam się.
Spojrzał na mnie i błysnął swoimi nieskazitelnie białymi zębami.
-Ja muszę się trochę tego pozbyć, no i odpłacić ci.-oznajmiłam, po czym rzuciłam w niego bitą śmietaną.
Wylądowała na jego policzkach. W jego oczach zaczęły tańczyć płomienie.
-To oznacza wojnę!-zawołał i po chwili na mojej twarzy leżało trochę lodów, a we włosach pokruszony biszkopt.
-To ci nie ujdzie na sucho.-oznajmiłam.
Po chwili na jego nosie znalazła się bita śmietana, cała w czerwonej posypce. Chłopak zaczął zezować na nos, co sprawiło, że ze śmiechu, spadłam z krzesła. Zielonooki wykorzystał to i po chwili miałam bardzo gustowny makijaż. Problemem było to, iż składał się z bitej śmietany, lodów i posypki. Sam na mój widok spadł z krzesła i zaczął się turlać ze śmiechu obok mnie. Ludzie na nas patrzyli jakbyśmy byli co najmniej nienormalni. Kiedy udało nam się nad sobą zapanować, usiedliśmy jak ludzie na krzesłach i dokończyliśmy desery, upewniając się, że wylądują w naszych ustach, ewentualnie (przez przypadek) na stole. Potem odbyliśmy długą kłótnię o to, kto zapłaci. Loczek wykiwał mnie ulatniając się i płacąc przy ladzie.  Wyszliśmy na zewnątrz. Ludzie dziwnie na nas patrzyli, zresztą nie dziwiłam im się zbytnio.
-Chyba powinnam zbierać się do domu.-westchnęłam patrząc na księżyc oświetlający nocne niebo.
-Odprowadzę cię. Gdzie mieszkasz?-zaproponował.
-Chelsea Embankment tuż obok tych ogrodów.-oznajmiłam nie opierając się.
-Nie jesteś stąd, prawda?
Uśmiechnęłam się, a on potraktował to jako potwierdzenie. Idąc rozmawialiśmy wesoło. Chłopak był bardzo miły. Polubiłam go. W końcu stanęliśmy przed moim domkiem.
-No to chyba do zobaczenia przy okazji...?-mruknęłam pytająco.
-Tak. Mam nadzieję. W razie czego to specjalnie na ciebie wpadnę.-zadeklarował ze śmiertelnie poważną miną.
-Dobrze, ale już nic na mnie nie wylewaj.-odparłam chichocząc.
-Ok, myślę, że uda mi się powstrzymać.-wyszczerzył zęby.
Spojrzałam na niego niepewnie po czym wspięłam się na palce i dałam mu buziaka w policzek.
-Cześć-szepnęłam jeszcze i zniknęłam za drzwiami.
Oparłam się o ścianę z bijącym mocno sercem.
-Boże jedyny, opanuj się dziewczyno-zganiłam sama siebie.
-Lynn? Lynn! Lynn!-usłyszałam głos okularnicy, która zbiegała po schodach.
-Tak?
-Jak ten chłopak się nazywał?-ponagliła mnie.
-Harry. Harry Styles.
Poczułam, że uśmiech sam mi się ciśnie na usta.
-Wiedziałam. Lynn. To jest ON. To jest Harry z One Direction!
__________________________
Pam para rampam pam pam!
No udało się. Obejrzałam dzisiaj "Up All Night THE LIVE TOUR" i mnie natchnęło. Tylko zakończenie takie byle jakie. Nie bardzo chcę się tu rozpisywać.
Jedyne co chcę jeszcze napisać to, to, że przeczytałam dziś bardzo niemiłe.... słowa od kogoś, kogo tożsamości nie ujawnię, o Niallu. Ta osoba mówiła, że jeśli nie uważasz, że Niall psuje 1D to nie jesteś prawdziwym Directioners. Podobno Horan się po tym rozpłakał. Chcę tylko ogłosić tutaj, że Niall wcale nie psuje tego zespołu. Jest jego nieodłączną częścią i w każdym calu zasługuje na to, by być częścią One Direction. Jako jego fanka, zawsze jestem "z nim"...

Pozdrawiam

MiseryAnne

środa, 23 maja 2012

Rozdział 1

-Lynn zejdź na dół!-Obudził mnie krzyk mamy.
Podskoczyłam na łóżku wyrwana z mojego pięknego snu. Spojrzałam na zegarek i z powrotem padłam na łóżko.
-Mamo jest 7.30 i to pierwszy dzień wakacji. Pamiętasz?-jęknęłam zamykając oczy.
Usłyszałam otwierane drzwi, tupot stóp i głos.
-Niech nam żyje, niech nam żyje! Niech nam żyje nasza Lynn!-wołały trzy głosy.
Podniosłam się niechętnie i otworzyłam oczy. W moim pokoju stała moja mama, babcia S. czyli mama taty oraz moja BFF Taylor. Rozejrzałam się po pokoju.
-Aaa.... Moje urodziny...-westchnęłam nagle sobie przypominając.
-Wszystkiego najlepszego Lynn!-wydarła się moja przyjaciółka z bananem od ucha do ucha, sprawiając, że podskoczyłam w swoim łóżku.
Tay podbiegła do mnie i wręczyła mi pięknie ozdobione pudło. Było całkiem spore i swoje ważyło. Dziewczyna cofnęła się i spojrzała na moją mamę z uśmiechem. Z rosnącą ciekawością pociągnęłam za wstążkę i podniosłam wieczko. W środku znajdował się malutki kotek, który zapewne zmieściłby mi się na dłoni. Był czarny z białą plamką na oku, uszach i łapach. Wychylił głowę z pudła i zamruczał cicho.
-To kotka.-poinformowała blondynka.
-Dziękuję.-pisnęłam podnosząc zwierzę.
Ono usiadło na moim łóżku i natychmiast zaczęło krążyć szukając sobie wygodnej pozycji.
-Nazwę ją Nelly.-oznajmiłam i pogłaskałam kicię po głowie.
Podeszła do mnie moja mama i również wręczyła mi pakunek. Ten zapakowany był w papier pokryty najróżniejszymi pięknymi malunkami. Dałabym głowę, że Taylor męczyła mamę, aż pozwoliła jej ozdobić ten  kawałek papieru. Uśmiechnęłam się i rozpakowałam go tak, by nie zniszczyć pracy przyjaciółki i mamy. Moim oczom ukazała się śliczna fioletowa sukienka, którą od dawna chciałam kupić. Potem podeszła do mnie babcia i wręczyła mi pudełko podobnej wielkości jak to, które poprzednio otrzymałam od blondynki. Delikatnie uniosłam pokrywkę, a moim oczom ukazało się niesamowite wnętrze. Wyłożone było liliowym tiulem, a w środku połyskiwał śliczny materiał. Na pierwszy rzut oka była to czarna szmatka, jednak jeśli się przyjrzało, można było dostrzec śliczną suknię. Składała się z czarnego gorsetu, wiązanego z tyłu ciemno różową wstążką i spódnicy z falbankami w tym samym kolorze co wstążka, która zdawała się płynąć między palcami. Byłam niemal pewna, że babcia sama uszyła strój.
-Babciu, jest piękna.-szepnęłam z uśmiechem.
Ona tylko do mnie mrugnęła. Mama podeszła do mnie niepewnie i wręczyła mi jeszcze kopertę. Przyjęłam ją ze zdziwieniem.
-Od twojego ojca.-ogłosiła.
Skinęłam głową i otworzyłam kopertę. W środku znajdowały się cztery bilety i cztery karty. Wysypałam zawartość na łóżko i oniemiałam.
-Bilety do Londynu? Przekonałaś go mamo? Jesteś najlepsza-nadawałam z taką szybkością, że plątał mi się język.
-Pani McKenzie czy to jest to, co ja myślę, że to jest?-spytała moja przyjaciółka niemal zezując na cztery karty.
Moja matka zaśmiała się i skinęła głową. Dziewczyna pisnęła głośno i zaczęła podskakiwać w miejscu. Zdezorientowana wzięłam do dłoni jedną kartę i odwróciłam ją. Przeczytałam po cichu treść.
-Wejściówka na koncert.-oznajmiłam zdziwiona.
-Nie byle jaki koncert. To jest na koncert One Direction!-zawołała Tay.
Nadal patrzyłam na nią nic nie rozumiejąc.
-To jest ten zespół, który tak lubię-wytłumaczyła już spokojnie.
Skinęłam głową wreszcie coś łapiąc
-Za tydzień już będziesz miała inny.-rzekłam cicho chichocząc.
Wzięłam do dłoni bilety i dokładniej je przestudiowałam.
-Ten lot jest pojutrze?-zdziwiłam się.
Mama skinęła głową z szerokim uśmiechem.
-Będziecie w Anglii całe wakacje.-dodała babcia również się uśmiechając.
Spojrzałam na nie i uszczypnęłam się w rękę, by sprawdzić czy to na pewno nie sen.
-Wylot jest o 5 rano, więc lepiej zacznij się pakować.-oznajmiła staruszka.
-Nie teraz. Mamo dasz mi...-zaczęłam.
Zanim skończyłam ona podawała mi kartę kredytową z której mogłam wydawać ile chciałam. Uśmiechnęłam się, wzięłam kartonik i objęłam ją mocno.
-Idź się ubieraj. Dzwonię do Alyson i Victorii.-oznajmiła moja przyjaciółka weyciągając komórkę.
Zerwałam się z łóżka i popędziłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, a Taylor podrzuciła mi ciuchy. Po chwili wyszłam do pokoju ubrana w szorty, białą bokserkę, czarne botki i czarną bejsbolówkę. W moim pokoju Tay już pożerała naleśniki. Usiadłam obok niej i zaczęłam robić to samo. Kwadrans później talerz był pusty, a my wychodziłyśmy z domu. Po dziesięciu minutach spotkałyśmy się z dziewczynami w Ferry Plaza. Centrum handlowe było stosunkowo puste. Każdy nastolatek chciał wypocząć w pierwszy dzień wakacji.
-Co jest tak pilne, że musiałyśmy się spotkać o 8 rano pierwszego dnia wakacji?-jęknęła Ally.
Uśmiechnęłam się.
-JEDZIEMY NA WAKACJE DO ANGLII!-krzyknęłam.
Ich miny były bezcenne. Po chwili ściskałyśmy się i skakałyśmy.
-A jako, że jedziemy tam na całe wakacje, należy zrobić zakupy-stwierdziła czarnooka i wyjęła portfel.
Uśmiechnęłyśmy się szeroko i poleciałyśmy w kierunku sklepów.

Po dwóch godzinach padłyśmy zmęczone na fotele w kawiarni.
-Padam z nóg.-jęknęła Tay na całą kawiarnię.
-Idę po shake'a. Dla was to co zwykle?-spytałam i nawet nie czekając na odpowiedź ruszyłam do kasy.-Jedno mango, jedną truskawkę, jedną wiśnię i jeden banan.-wymieniłam.
Wyjęłam z portfela określoną sumę. Zawsze płaciłyśmy za napoje tyle samo. Po chwili stały przede mną cztery napoje.
-Wow, masz zamiar to wypić sama?-usłyszałam głos za plecami.
Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego szatyna.
-Nie... Tam są moje przyjaciółki.-oznajmiłam wskazując na wygłupiające się dziewczyny.
-Takie ładne panie same? Możemy się przysiąść?-spytał unosząc brwi.
-My?-zdziwiłam się.
-Moi przyjaciele stoją tam.-powiedział obracając się w stronę drzwi.
Stało tam trzech chłopaków. Jeden blondyn i dwóch brunetów.
-Dobrze, czemu nie?-wzruszyłam ramionami i z napojami ruszyłam w stronę stolika.
-Właśnie. Jestem James, ten z ciemną skórą to Carlos, drugi brunet to Logan, a blondyn to Kendall.-oznajmił chłopak machając do swoich kolegów ręką.
-Jestem Lynn, ta w okularach to Taylor, druga blondynka to Victoria, no i ostatnia to Alyson.-oznajmiłam.
Usiadłam na swoim miejscu, a chłopcy wzięli dla siebie krzesła.
-Widzę, że już tu trochę siedzicie.-rzekł James unosząc brwi.
-Tak. Ja, Tay, Ally i Vix wyjeżdżamy niedługo i musiałyśmy coś kupić.-odparłam wymijająco.
-Chyba nigdy nie zrozumiem dziewczyn.-oznajmił Kendall.
-Tay z chęcią ci wszystko wytłumaczy. Mnie uwielbia robić wykłady.-stwierdziłam posyłając uśmiech w stronę przyjaciółki.
-To nie moja wina.  O niektórych sprawach nie masz zielonego pojęcia moja droga.-oświadczyła poprawiając okulary z miną nauczycielki.
Cała nasza grupka wybuchła śmiechem.
-Przepraszam panią, pani profesor-wyrecytowałam przybierając wyraz twarzy skarconego dziecka.
Ona uśmiechnęła się i poklepała mnie po głowie. To spowodowało kolejny napad śmiechu.

Zanim się zorientowaliśmy minęły kolejne dwie godziny i musiałyśmy już lecieć.
-Lynn, możesz na chwilę?-usłyszałam głos Jamesa stojącego jeszcze przy stoliku.
Podeszłam do szatyna zdziwiona i uniosłam brwi pytająco.
-Wiem, że wyjeżdżasz, ale może... Dasz mi swój numer?-wykrztusił szybko i patrzył na mnie jakby z obawą.
-Jasne. Daj mi swój telefon.-wyciągnęłam dłoń.
Chłopak podał mi iPhone'a. Szybko wstukałam numer i zapisałam go, po czym pobiegłam do dziewczyn machając mu na pożegnanie.
-Dziewczyno zdajesz sobie sprawę z tego kto to był?-spytała Tay.
Pokręciłam głową zdziwiona. Tak zachowywała się kiedy mówiła o One Direction.
-To byli chłopcy z Big Time Rush!-rzekła podekscytowana.
-To... był zespół z Maja 2010, tak?-chciałam się upewnić.
Skinęła głową.
-Więc... Czego od ciebie chciał James?-spytała Vix.
-Poprosił o mój numer.-wzruszyłam ramionami.
-O Mój Boże... Totalnie na ciebie leci.-pisnęła Ali.
-Coo? Nieee...-zaprzeczyłam.
-Dziewczyno, czy ty nie widziałaś jak on na ciebie patrzy?-zapytała Taylor.
Pokręciłam przecząco głową. One tylko pokręciły głowami z niedowierzaniem. Nagle usłyszałam odgłos przychodzącego SMSa. Wyciągnęłam moje blackberry i spojrzałam na wyświetlacz.
-No i spróbuj mi powiedzieć, że to nie od niego.-oznajmiła z pewną siebie miną blondynka.
Ponownie spuściłam wzrok na telefon.
Świetnie się bawiłem. Musimy to powtórzyć. Może wpadniecie dziś do nas na imprezę? James
-Eee... Mamy zaproszenie na imprezę. Dzisiaj. Od chłopców.-oznajmiłam czując, że się czerwienię.
Okularnica uśmiechnęła się z wyższością.
-No jasne, że idziemy!-ogłosiła Alyson.
Wyszczerzyłam się i zabrałam się za odpisywanie.
Ja też miło spędziłam czas. Chętnie przyjdziemy. Gdzie i o której? Lynn
Uśmiechnęłam się do dziewczyn.
-Oho... A co ty na to, że już napisał o tobie na twitterze?-spytała Vicky patrząc na swojego iPhone'a z uśmiechem.
-CO?!-wydarłam się na pół galerii.
Dziewczyna pokazała mi swoją komórkę. Zerknęłam na profil chłopaka.
-Miło spędzony dzień z @Lynn_McKenzie. Czekam na powtórkę-odczytałam cicho.
Dziewczyny ukazały swoje zęby w uśmiechu typu "Mówiłyśmy!". Złapały mnie za ręce i pobiegłyśmy razem do domu.
-Mamo idziemy dziś na imprezę.-oznajmiłam, kiedy przebiegałyśmy przez kuchnię i biegłyśmy do mojego pokoju.
Usiadłyśmy na łóżku na którym zaraz pojawiła się Nelly i zaczęła obwąchiwać dziewczyny.
-Ale słodka...-szepnęła Vix ukazując jeszcze szerszy uśmiech niż zwykle.
Ally również wyszczerzyła zęby i skinęła do blondynki głową. Wstały i podeszły do swoich toreb. Obie wyciągnęły z nich pakunki w kolorowych pudełkach, po czym wręczyły mi je. Uścisnęłam je mocno. Uniosłam wieczko pakunku od blondynki. W środku znajdowała się para białych nike high dunk. Objęłam ją mocno, po czym zabrałam się za drugą paczkę. W środku znajdował się album. Uwieczniał on różne sceny z nami w roli głównej. Od kiedy się poznałyśmy. Pod każdą fotografią znajdował się krótki opis, lub cytat. Sam album ozdobiony był podpisem każdej z moich przyjaciółek. Uścisnęłam Ally, jednak podskoczyłam na dźwięk przychodzącego SMSa. Wzięłam telefon i odczytałam wiadomość.
200 Cervantes Boulevard, Marina District. Godzina 20. J.
______________________
Ta końcówka z prezentami od dziewczyn to takie trochę sranie w banie, ale nie mogłam wymyślić idealnego prezentu. No cóż... Nie ma jeszcze 1D i pewnie pojawi się dopiero w jakimś trzecim rozdziale, więc radzę być cierpliwym... A na razie? Pozdrawiam

MiseryAnne

wtorek, 22 maja 2012

Prolog

Mój chłopak podszedł do mnie i pociągnął mnie ze sobą na scenę. Zaśpiewał swoją zwrotkę w piosence, specjalnie dla mnie, cały czas patrząc mi prosto w oczy, po czym pocałował mnie na oczach krzyczącego tłumu. Nie uwierzycie w to, ale ponad rok temu byłam jeszcze zwykłą nastolatką...

___________

Strasznie króciutki prolog, ale potem postaram się rozpisywać :D

MiseryAnne

Wstęp/Bohaterowie

No cześć... To mój drugi blog... Nie bardzo wiem co tu napisać. To po prostu kolejna historia o 1D mam nadzieję, że ją polubicie itd.

BOHATEROWIE


Lynn McKenzie

Szatynka o szarych oczach. Spokojna marzycielka, jednak jeśli ktoś skrzywdzi któregoś z jej przyjaciół, pokazuje pazury. Szczera i oddana. Żyje muzyką.


Taylor Verpis

Blondynka z czarnymi oczami. Najlepsza przyjaciółka Lynn. Wyraża siebie malując. Uwielbia zawierać nowe znajomości i lilie.


Alyson Huster

Brunetka o niebieskich oczach. Uwielbia się dobrze bawić. Zawsze w biegu, uśmiechnięta i wszędzie obecna. Przyjaciółka Lynn i Taylor.


Victoria Spencer

Jej znakiem rozpoznawczym jest uśmiech zawsze widniejący na jej twarzy. Ma blond włosy i piwne oczy. Przyjaźni się z dziewczynami. Lubi modę. Uwielbia być na bieżąco, ale ważne są też dla niej dobre oceny.


ORAZ ONE DIRECTION