-20? Nie zdążymy!-pisnęła Vix.
-Zdążymy. Vix - ciuchy, Ally - makijaż, ja i Tay - fryzury. Tay, natychmiast do łazienki.-zakomenderowałam.
Dziewczyna zniknęła za drzwiami, a my rzuciłyśmy się do swoich "stanowisk". Kiedy po kwadransie dziewczyna wyszła z łazienki, rzuciłyśmy się do niej. Vicky podała jej
czarną sukienkę z fioletowymi butami, fioletową torbą i wisorkiem, umalowała jej oczy w stylu smoky eyes z cienką złotą kreską tuż nad rzęsami, a ja wyprostowałam jej włosy. Potem dziewczyny wepchnęły do łazienki mnie. Wzięłam szybki prysznic i użyłam balsamu o zapachu wanilii. Kiedy wyszłam , Victoria podała mi
białą sukienkę z koronki, białe buty i bransoletkę. Ally zrobiła mi lekki złoty makijaż, a Taylor zakręciła mi włosy. Następnie za drzwiami pomieszczenia zniknęła blondynka. Kiedy wyszła, ja rzuciłam jej
zielonkawą sukienkę, srebrne sandałki na obcasach i srebrny wisiorek, Ally zrobiła jej lekki makijaż, a Tay zakręciła włosy i spięła je w luźny węzeł na karku. Ostatnia do łazienki wpadła Alyson. Kiedy wyszła, blondynka podała jej
czerwoną sukienkę, czerwone buty, dużą bransoletkę i białą opaskę, ja umalowałam jej oczy, a Tay przeczesała włosy palcami i potargała je tak, że wyglądały naprawdę nieźle. Kiedy byłyśmy gotowe, zerknęłyśmy na zegarek. Dochodziła 19. Zadzwoniłyśmy po taksówkę i usiadłyśmy na łóżku. Pół godziny później, pojazd stał przed domem. Pożegnałyśmy się z moją mamą i wsiadłyśmy do samochodu, który zawiózł nas pod wskazany
dom.
-Wow-szepnęłyśmy jednocześnie.
Wygramoliłyśmy się z taksi i podeszłyśmy do drzwi. Kiedy zastukałyśmy niemal natychmiast ktoś nam otworzył.
-Hej dziewczyny, przywitał nas Logan.
-Hej. Co się stało?-spytałam mierząc wzrokiem jego włosy w których jakimś cudem znalazł się popcorn, chipsy i żelki.
-Eee... Chłopaki świrują.-oznajmił potrząsając głową zapewne w celu pozbycia się niechcianych dodatków z fryzury.
-Możemy?-zapytała Vix.
Brunet skinął głową i przesunął się. Ruszyłyśmy prosto do salonu. Tam chłopcy faktycznie wariowali.
-Hej.-rzekłyśmy zgodnie.
Trzech chłopców nagle spojrzało na nas, dalej w dziwacznych pozach. James trzymał Kendalla za włosy, a Carlos przytrzymywał szatyna za koszulkę i mierzył w niego pięścią. Blondyn natomiast trzymał meksykanina za ramię. Kiedy zobaczyli nas, natychmiast przestali się bić i stanęli na nogi.
-Wasza czwórka idzie na górę się doprowadzić do ładu, tylko mi się nie bić więcej, a my tu wszystko ogarniemy.-nakazałam.
Oni zasalutowali w żartach i popędzili na górę. My zaczęłyśmy zbierać jedzenie z podłogi, a po uporczywych poszukiwaniach, również zamiatać je za pomocą miotły. Kiedy usłyszałyśmy dzwonek dzwonka, akurat skończyłyśmy. Szybko schowałyśmy miotły i pobiegłyśmy do drzwi. Za nimi stały Miley Cyrus, Demi Lovato i Selena Gomez. Zaskoczone cofnęłyśmy się i wpuściłyśmy je do domu. Potem chłopcy zeszli na dół i oni robili za odźwiernych. Po pół godziny dom był pełen. Chłopcy włączyli wieżę i podkręcili głośność niemal na ful. My z dziewczynami stałyśmy przy barku i przegryzałyśmy przekąski. Poczułam mocne szarpnięcie za rękę i w tym samym czasie zauważyłam, że moje przyjaciółki znikają. Spojrzałam w górę. Stałam oko w oko z Jamesem.
-Hej-uśmiechnęłam się.
-Mówiłem ci już, że świetnie dziś wyglądasz?-spytał.
Pokręciłam głową i spuściłam wzrok. Poczułam, że robi mi się ciepło.
-No i ślicznie się rumienisz.-dodał jeszcze.
Mogłam się założyć, że zaczerwieniłam się jeszcze bardziej.
-O tym mówiłem-szepnął mi na ucho.
-Dziękuję-odparłam cicho.
-To szczera prawda.-rzekł.
Tańczyłam jeszcze bardzo długo. Tańczyłam z Kendallem, Carlosem, Loganem, a najwięcej z Jamesem. Parę razy byłam też w ramionach Mitchela Musso, Cody'ego Simpsona i z trzema braćmi Jonas. Przez cały ten czas James patrzył na moich kolejnych partnerów, jakby miał ochotę ich zabić. W końcu pociągnął mnie za rękę w stronę barku i podał mi drinka. Wypiłam zawartość kieliszka i w nagłym przypływie odwagi pociągnęłam go za rękę na parkiet.
Dwie godziny później, byłam najprawdopodobniej pijana. Nadal tańczyłam z Maslowem. W międzyczasie impreza zdążyła przenieść się nad basen.
-NA BOMBĘ!!!-usłyszałam głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam, chyba pijanego, Carlosa biegnącego w stronę basenu. Ruszył biegiem i skoczył. Niestety natrafił na przeszkodę w postaci mnie. Przewrócił mnie i pociągnął za sobą do basenu. Ja nadal trzymając dłoń Jamesa, pociągnęłam za sobą jego. W trójkę wylądowaliśmy w wodzie. Kendall i Logan natychmiast zaczęli się śmiać. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Natychmiast wciągnęliśmy ich do basenu. Po chwili byli w nim prawie wszyscy imprezowicze. Ci najbardziej pijani powpadali sami, ciągnąc za sobą innych. Wszyscy śmiali się w niebo głosy. Zauważyłam, że Tay znalazła się w ramionach blondyna, Ally obejmował latynos, a Vicky drugi brunet.Sama poczułam ramiona szatyna wokół siebie. Zaśmiałam się cicho. Chwile zabawy przerwały błyski. Z początku myślałam, że zaczęła się burza. Niestety. Imprezę wywęszyli paparazzi.
-Cholera-mruknął pod nosem James i wygramolił się z basenu pomagając wyjść i mnie.
Po kolei z błękitnej otchłani chloru wyłaniały się wszystkie gwiazdy i zaczęły się chować po kątach domu, lub uciekać. To znaczyło jedno. Impreza skończona.
-Wiesz co, my chyba też powinnyśmy już iść-rzekłam.
Wspięłam się na palce i pocałowałam chłopaka w policzek, po czym oddaliłam się, by zebrać przyjaciółki. Niecały kwadrans potem jechałyśmy taksówką, dosłownie wyjąc ze śmiechu. Taksówkarz spojrzał na nas kręcąc głową z rozbawieniem.
-Widzę, że panienki nieźle zabalowały-odezwał się po chwili.
Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia i skinęłyśmy głowami, po czym znowu wybuchłyśmy śmiechem. Od chłopaków najbliżej było do mnie, więc właśnie tam się skierowałyśmy. Weszłyśmy do domu jak najciszej mogłyśmy, po czym na paluszkach skierowałyśmy się do mojego pokoju. Tam padłyśmy wszystkie na łóżko i zasnęłyśmy.
Z trudem otworzyłam oczy. Oślepiło mnie światło, co wzmogło ból głowy. Jęknęłam, przytykając palce do skroni. Do pokoju weszła moja mama podśpiewując pod nosem. Odstawiła tacę na moje biurko i wyszła. Podniosłam się i przeklinając w duchu siebie samą, podeszłam do tacy. Stał na niej talerz naleśników z toffi, cztery szklanki wody i pudełko leku o nazwie "Alca Zelter". Wzruszyłam ramionami i połknęłam dwie tabletki. Ból głowy zelżał. Moja mama jest najlepsza. Zjadłam jeszcze parę naleśników i ruszyłam do łazienki, by ocenić straty w moim wyglądzie. Obejrzałam się w lustrze. Nie wyglądałam nawet tak straszliwie. Zmyłam makijaż i rozczesałam włosy, po czym wskoczyłam pod prysznic. Po kwadransie rozkoszowania się ciepłą wodą, owinęłam się ręcznikiem i przeprałam się w dres i rozciągniętą koszulkę. Włosy spięłam, by mi nie przeszkadzały. Wróciłam do pokoju i podjęłam się misji samobójczej AKA Obudzenie moich przyjaciółek. Po ponad godzinie stały już na nogach, bez bólu głowy. Zaczęła się bitwa o łazienkę. Kolejną godzinę później zostałam sama, gdyż dziewczyny musiały się spakować. Ja również musiałam się za to zabrać. Przyniosłam z piwnicy walizkę i zaczęłam do niej wrzucać połowę mojej szafy. Po jakichś trzech godzinach, moja torba wreszcie była dopięta. Dopiero dochodziła 16.30. Złapałam telefon i wybrałam numer Taylor. Odebrała po trzech sygnałach.
-No hej mała-usłyszałam jej głos w słuchawce.
-No witaj. Gotowa na wielki dzień?-spytałam unosząc brwi.
-Ano. Spakowana i spięta. Chcę wreszcie do Angliii-jęknęła.
-Hej, muszę jeszcze kupić rzeczy na podróż dla Nelly. Idziesz ze mną?
-No jasne. Za 20 minut tam gdzie zawsze.-oznajmiła i się rozłączyła.
Zapakowałam torbę i przebrałam się szybko w
to. O określonej godzinie zjawiłam się w umówionym miejscu. Blondynka już tam stała. Raźnym krokiem ruszyłyśmy w stronę sklepów.
Po ponad dwóch godzinach wracałam do domu z transportem, żwirkiem, torbą karmy, i dwiema miskami. Mama oznajmiła, że w domu, który wynajął tata jest kuweta. Dochodziła już 20. Do domu dotarłam o pełnej godzinie. Zjadłam kolację, umyłam się i przebrałam w piżamę. Nastawiłam budzik i położyłam się spać. O 21 już spałam.
Obudziłam się na kwadrans przed budzikiem. Wstałam z łóżka i jeszcze śpiąc weszłam pod prysznic. Ubrałam się prędko w
to. Po chwili namysłu zmieniłam rurki na czarne i dorzuciłam aviatory w srebrnych oprawkach. Zapakowałam rzeczy do lnianej torby Jacka Willsa i zeszłam na dół. Tam szybko pochłonęłam śniadanie. Do wyjścia z domu miałam jeszcze ponad pół godziny. Zniosłam walizkę do przedpokoju po czym ruszyłam na górę z transporterem. Nelly była przerażona, ale po moich namowach, pokornie weszła do klatki. Reszta jej rzeczy była już w walizce. Gotowa łaziłam po pokoju, cała w nerwach. Po kwadransie, który wydawał się wiecznością, mama zawołała mnie na dół. Złapałam klatkę z kotką i zbiegłam na dół.
O 4 rano stałyśmy na lotnisku. Wszystkie wręcz skakałyśmy z poddenerwowania. Nasi rodzice (w moim wypadku mama i babcia) byli bliscy płaczu. W końcu w pół do piątej zawołali nas do bramki. Rozpoczęły się łzawe pożegnania.
-Spokojnie mamo, Juan jutro wraca. Nie będziesz sama.-uśmiechnęłam się do niej pocieszająco.
Dziewczyny przywołały mnie machnięciem ręki. Po raz ostatni przytuliłam mamę i odbiegłam do nich. Pokazałyśmy ludziom na lotnisku nasze bilety i wsiadłyśmy do samolotu, który kolejne pół godziny później wystartował. Włożyłam do uszu słuchawki i odpłynęłam.
Obudziło mnie delikatne potrząsanie w ramię. To Victoria mnie budziła. Spojrzałam na nią nieprzytomnie.
-Lądujemy.-oznajmiła.
Skinęłam głową i wyłączyłam urządzenie. Pół godziny później odebrałyśmy walizki i kierowałyśmy się ku wyjściu z hali. Londyn przywitał nas ciepłym słońcem co, jak mi się wydaje, zdarzało się rzadko.
-A wiecie, gdzie mamy iść?-spytałam.
Dziewczyny wzruszyły ramionami. Rozejrzałyśmy się po płycie lotniska. Przy wejściu stał rudowłosy mężczyzna. Trzymał karton z napisem "Ms. McKenzie". Wskazałam go przyjaciółkom i wszystkie razem ruszyłyśmy w jego stronę. On uśmiechnął się do nas.
-Witajcie. Która z pań to Lynn McKenzie?
Podniosłam dłoń.
-Klucze do domu. Już panienki wiozę.-oznajmił i wyszedł.
My poszłyśmy za nim. Wsiadłyśmy do dużego czarnego BMW, które zawiozło nas do pięknej, bogatej dzielnicy. Mężczyzna wysadził na przed jednym z
domów.
-Nie chcę się skarżyć, ale może już nas pan zawieźć do domu?-spytała Ali.
Usłyszałyśmy pisk opon i samochód odjechał.
-Wydaje mi się, że to jest nasz dom-oznajmiła niepewnie Vix.
-Jest tylko jeden sposób, by się przekonać.-mruknęłam.
Ruszyłam z walizką i transporterem w kierunku drzwi. Włożyłam klucz do zamka i przekręciłam go. Usłyszałam ciche kliknięcie. Przywołałam dziewczyny ruchem ręki. Taylor stanęła obok mnie i nacisnęła klamkę. Weszłyśmy do przedpokoju. Zostawiłyśmy walizki i zdjęłyśmy buty. Ja wypuściłam kotkę z klatki. Wyszła na miękkich łapkach, ale poszła dalej. My ruszyłyśmy jej śladami. Naszym oczom ukazał się piękny beżowo biały salon. Większość mebli była w kolorze wenge z przeszklonymi fragmentami. Stał tam również piękny fortepian. Stałyśmy tam zauroczone przez jakiś czas. Potem pognałyśmy na górę zarezerwować pokoje. Jak się okazało są one już przydzielone. Na czterech parach dębowych drzwi przyczepiona była kartka z imieniem lokatorki. Moja sypialnia znajdowała się na końcu korytarza. Nacisnęłam klamkę i weszłam do pokoju. Był śliczny. Błękitny z wielkim łóżkiem, białymi meblami i zasłonami. Ponadto w pokoju stała gitara. Z pomieszczenia prowadziły dwie pary drzwi. Jak się okazało, jedne z nich do garderoby, a drugie do łazienki. To wszystko dla mnie. Pisnęłam cicho. W mojej łazience oczywiście znalazła się kuweta. Stałam tam totalnie osłupiona, gdy drzwi otworzyły się z hukiem. Podskoczyłam z przerażenia. Do pokoju weszła Tay.
-Dziewczyno, bierz prysznic, przebieraj się i ruszamy na podbój Londynu.-oznajmiła po czym wyszła trzaskając drzwiami równie głośno.
Na jej polecenie otworzyłam walizkę i zaczęłam wyciągać z niej ciuchy. Z nimi w garści ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam
to. Przeczesałam włosy palcami i użyłam moich ukochanych perfum o zapachu mango. Gotowa zbiegłam na dół. Moje przyjaciółki pojawiły się tam pięć minut później. Wyszłyśmy. Zaopatrzywszy się w mapę Londynu zaczęłyśmy zwiedzać. Naszym pierwszym celem był Hyde Park. Ruszyłyśmy co jakiś czas wspomagając się mapą, jednak po chwili nie była nam już potrzebna. Szłyśmy śmiejąc się w niebo głosy. Zawsze tak na siebie działałyśmy. Wolałam więc nie myśleć, jak będzie wyglądał nasz dom w ciągu tych trzech miesięcy. Nagle poczułam, że wpadam na coś twardego. Odbiłam się od tego i upadłam. Przeklinając swój los podniosłam wzrok. Patrzył na mnie chłopak o burzy loków i zielonych oczach. W dłoni trzymał duży kubek. Lokowany wyglądał na przerażonego. Tylko czemu bał się mnie? Spuściłam wzrok i zupełnie przypadkowo padł on na moją koszulkę. Cokolwiek znajdowało się w naczyniu, teraz było to na mojej koszulce.
-Chyba wolę nie wiedzieć co tam było.-mruknęłam.
Sama nie wiem czemu chłopak zrobił się jeszcze bardziej przerażony.
-O boże, boże, boże! Przepraszam, strasznie, strasznie przepraszam.-wyrzucił z siebie z prędkością karabinu maszynowego.
Podniosłam się powoli.
-Hej spokojnie. Naprawdę nic się nie stało-mruknęłam, wycierając palce z lepkiego paskudztwa.
-Matko jedyna, przepraszam, kompletnie nie uważałem, byłem zamyślony, przepraszam...-zaczął.
-Mówiłam, że nie masz za co przepraszać. Każdemu się zdarza.-opanowałam się.
Tak naprawdę chciałam wybuchnąć. Korzenie dawały o sobie znać. W myślach policzyłam powoli do dziesięciu i odetchnęłam lekko.
-Może w ramach przeprosin dasz się zaprosić na kawę?-spytał.
-Teraz? Wiesz... Mogłeś nie zauważyć, ale jestem cała w... czymś...-głupio to zabrzmiało, ale naprawdę nie wiedziałam co to.
-Proszę.-jęknął.
Tak na mnie patrzył, że nie mogłam się nie zgodzić.
-Ale musiałabym się przebrać...-próbowałam się wykręcić.
-E tam. Masz-rzekł najwyraźniej wiedząc co planuję i podając mi bluzę.
Westchnęłam ciężko i założyłam ciuch. Pożegnałam się z przyjaciółkami i ruszyłam z zielonookim.
-A tak w ogóle to jestem Harry-przedstawił się.
-Lynn-oznajmiłam ściskając jego wyciągniętą dłoń.-Więc... Proponowałeś kawę?
Starałam się naprawić, już popsute stosunki z chłopakiem. Co jak co, ale nie potrzebowałam tu wrogów.
-Jasne. Znam świetną kawiarenkę. Chodź-oznajmił i pociągnął mnie za rękę.
Jakieś pięć minut później staliśmy w małym, pomalowanym na kolor kawy z mlekiem, lokalu. Chłopak ruszył do jakiegoś stolika nadal ciągnąc mnie za sobą. Usiedliśmy w rogu. Po chwili podeszła kelnerka.
-Witaj chłopcze, to co zwykle?-spytała pulchna kobieta.
On błysnął białymi zębami i skinął głową.
-A dla panienki?-zwróciła się w moją stronę z przyjaznym uśmiechem.
Ja nie wiedziałam co powiedzieć. Właściwie to nadal rozglądałam się po pomieszczeniu, zaskoczona.
-To może, dwa razy to co zwykle.-poprosił.
Kobieta zanotowała to.
-Harry, chłopcze, muszę ci powiedzieć, że powinieneś trzymać się tej panienki.-oznajmiła cicho.
Usłyszałam cichy chichot chłopaka.
Kelnerka odeszła, a ja wreszcie na niego spojrzałam.
-Przepraszam Cię za Panią M.-odezwał się i zmieszany spuścił wzrok.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Czemu mnie znowu przepraszasz?-zapytałam.
Tym razem mnie to rozbawiło. Uśmiechnął się, ale jednocześnie opuścił oczy.
-No tak... Eee... W sumie to sam nie wiem.-rzekł cicho.
Ja za to uśmiechnęłam się szerzej.
-Ustalmy, że na dziś dzień, nie przepraszamy siebie nawzajem.-ogłosiłam.
Namyślał się chwilę po czym skinął.
-Więc... Czym się interesujesz?
-Ja? uwielbiam muzykę. Zwłaszcza granie na gitarze. Kiedyś próbowałam występów publicznych, ale... no cóż powiedzmy, że nie za bardzo przypadły mi do gustu.-zakończyłam kulawo-A ty? Co cię interesuje?
Uśmiechnął się w taki dziwnie rozmarzony sposób.
-Też muzyka. Jest częścią mnie. Towarzyszyła mi odkąd pamiętam. Żyję nią. Jest sensem mojego istnienia.-westchnął.
-A występy publiczne? Śpiewasz na scenie?-wyrwałam go z zamyślenia.
Już miał odpowiedzieć, kiedy do naszego stolika podeszła jakaś rozchichotana trzynastolatka z przyjaciółką.
-OMG, czy ty jesteś Harry? Harry Styles?-spytała niemal skacząc z radości.
Harry pokiwał głową z niezadowoleniem.
-Dasz mi autograf?-spytała podtykając mu pod nos szary notatnik ozdobiony jakimiś rysunkami.
Chłopak szybko złożył tam swój podpis, a dziewczynki odbiegły rozchichotane.
-To chyba odpowiedź na moje pytanie.-zachichotałam.
-Prze...-zaczął.
Pogroziłam mu palcem.
-Bo się obrażę, a wtedy to dopiero będziesz musiał używać tego słowa-śmiałam się już na całego.
Przestałam się cieszyć, kiedy przede mną stanęła mała kawa i duży deser lodowy. Chłopakowi pojaśniały oczy.
-Ty... Zjadasz to sam?-zająknęłam się.
Spojrzał na mnie i błysnął swoimi nieskazitelnie białymi zębami.
-Ja muszę się trochę tego pozbyć, no i odpłacić ci.-oznajmiłam, po czym rzuciłam w niego bitą śmietaną.
Wylądowała na jego policzkach. W jego oczach zaczęły tańczyć płomienie.
-To oznacza wojnę!-zawołał i po chwili na mojej twarzy leżało trochę lodów, a we włosach pokruszony biszkopt.
-To ci nie ujdzie na sucho.-oznajmiłam.
Po chwili na jego nosie znalazła się bita śmietana, cała w czerwonej posypce. Chłopak zaczął zezować na nos, co sprawiło, że ze śmiechu, spadłam z krzesła. Zielonooki wykorzystał to i po chwili miałam bardzo gustowny makijaż. Problemem było to, iż składał się z bitej śmietany, lodów i posypki. Sam na mój widok spadł z krzesła i zaczął się turlać ze śmiechu obok mnie. Ludzie na nas patrzyli jakbyśmy byli co najmniej nienormalni. Kiedy udało nam się nad sobą zapanować, usiedliśmy jak ludzie na krzesłach i dokończyliśmy desery, upewniając się, że wylądują w naszych ustach, ewentualnie (przez przypadek) na stole. Potem odbyliśmy długą kłótnię o to, kto zapłaci. Loczek wykiwał mnie ulatniając się i płacąc przy ladzie. Wyszliśmy na zewnątrz. Ludzie dziwnie na nas patrzyli, zresztą nie dziwiłam im się zbytnio.
-Chyba powinnam zbierać się do domu.-westchnęłam patrząc na księżyc oświetlający nocne niebo.
-Odprowadzę cię. Gdzie mieszkasz?-zaproponował.
-Chelsea Embankment tuż obok tych ogrodów.-oznajmiłam nie opierając się.
-Nie jesteś stąd, prawda?
Uśmiechnęłam się, a on potraktował to jako potwierdzenie. Idąc rozmawialiśmy wesoło. Chłopak był bardzo miły. Polubiłam go. W końcu stanęliśmy przed moim domkiem.
-No to chyba do zobaczenia przy okazji...?-mruknęłam pytająco.
-Tak. Mam nadzieję. W razie czego to specjalnie na ciebie wpadnę.-zadeklarował ze śmiertelnie poważną miną.
-Dobrze, ale już nic na mnie nie wylewaj.-odparłam chichocząc.
-Ok, myślę, że uda mi się powstrzymać.-wyszczerzył zęby.
Spojrzałam na niego niepewnie po czym wspięłam się na palce i dałam mu buziaka w policzek.
-Cześć-szepnęłam jeszcze i zniknęłam za drzwiami.
Oparłam się o ścianę z bijącym mocno sercem.
-Boże jedyny, opanuj się dziewczyno-zganiłam sama siebie.
-Lynn? Lynn! Lynn!-usłyszałam głos okularnicy, która zbiegała po schodach.
-Tak?
-Jak ten chłopak się nazywał?-ponagliła mnie.
-Harry. Harry Styles.
Poczułam, że uśmiech sam mi się ciśnie na usta.
-Wiedziałam. Lynn. To jest ON. To jest Harry z One Direction!
__________________________
Pam para rampam pam pam!
No udało się. Obejrzałam dzisiaj "Up All Night THE LIVE TOUR" i mnie natchnęło. Tylko zakończenie takie byle jakie. Nie bardzo chcę się tu rozpisywać.
Jedyne co chcę jeszcze napisać to, to, że przeczytałam dziś bardzo niemiłe.... słowa od kogoś, kogo tożsamości nie ujawnię, o Niallu. Ta osoba mówiła, że jeśli nie uważasz, że Niall psuje 1D to nie jesteś prawdziwym Directioners. Podobno Horan się po tym rozpłakał. Chcę tylko ogłosić tutaj, że Niall wcale nie psuje tego zespołu. Jest jego nieodłączną częścią i w każdym calu zasługuje na to, by być częścią One Direction. Jako jego fanka, zawsze jestem "z nim"...
Pozdrawiam
MiseryAnne